Nie tylko mój blog (który właśnie czytasz) stanowi problem lub jak kto woli, źródło wielu problemów. Problemem jest to: kto, co, jak i o czym pierwszy napisał? czyli informacja prasowa (co by to nie miało znaczyć?). Ale czy tylko?
Coraz częściej się pisze o piractwie. Już nie tylko chodzi o gry, filmy czy o muzykę. Chodzi o wszystko co ma jakąkolwiek wartość w kontekście utworu niematerialnego. Rzecz w tym, że wielu osobom wydaje się, że niematerialne znaczy nie mają namacalnej wartości. Jednak jak pokazuje tak zwane prawo ekonomii, wartość ma wszystko co jest przedmiotem cudzego pożądania (już nie chciałem pisać ?co może się komuś przydać?). Gdyby moje (lub czyjekolwiek) teksty nie miały wartości nikt nie zadawał by sobie trudu by je kraść (czytaj wzbogacać nimi np. swoje strony WWW bez pytania autora o zgodę nie wspominając już o jakimkolwiek wynagrodzeniu).
Osobiście nie słyszałem żadnego logicznego argumentu za tym by wartości intelektualne nie miały podlegać ochronie podobnej jak materialne. Argument: ?kopiowanie pliku cyfrowego nie jest powielaniem materialnego przedmiotu a więc nie jest kradzieżą? osobiście uznaję za totalne bzdury i potwierdzenie zupełnego braku zrozumienia przez wygłaszającego taki pogląd prostej rzeczy jaką jest wartość jakiejkolwiek ludzkiej pracy, bo to oznaczałoby, że nie wolno okradać malarza czy rzeźbiarza (tworzą materialne rzeczy) a wolno poetę czy prozaika: bzdura totalna. Nielegalne kopiowanie czegokolwiek jest kradzieżą, w przypadku wartości intelektualnych nazywane jest piractwem.
Z drugiej strony jak to mówią, z faktami się nie dyskutuje więc? Cóż, skoro ?społeczeństwo? nie szanuje praw niematerialnych to poszanuje ludzką pracę. Jak? Prosty przykład z muzyką: ?skoro lubisz moją muzykę a nie chcesz płacić za płytę to ja przestanę wydawać płyty a skupię się na koncertach, wtedy po pierwsze zapłacisz znacznie więcej za koncert po drugie posłuchasz tego tylko raz?. Kto oberwał? Złodziej, i to podwójnie. Ten trend widać już na rynku? (np. Rolling Stones ale nie oni jedni wydają płyty raczej jako demo koncertów).
Jak to się ma do np. treści publikowanych przez ekspertów czy autorów książek (także ekspertów?). Skoro nikt nie szanuje książek (są kopiowane nielegalnie) to koniec z pisaniem książek, tylko dedykowane opracowania na umowę o dzieło i pieniądze. Kto ?dostał?? Znowu złodzieje, którzy uważają, że każda książka to publiczne dobro i nie będą za nią płacić. Książek merytorycznych powstaje coraz mniej, większość obecnych to kolejne kompilacje już istniejących (niestety robi się coraz większy śmietnik na księgarskich półkach). A ludzie mający coś do powiedzenia przestają pisać a zarabiają na konsultacjach. Piszą książki dopiero na emeryturze i to raczej już tylko z powodów dydaktycznych.
Problem opisanego piractwa jest coraz częściej podnoszony, mnie także dotyczy (kradzione są nie raz i moje teksty), nie czuję się tu odkrywcą, ale widzę prosty sposób na to: dziennikarz zamiast pisać ?do gazety? (która w przypadku sporu o autorstwo tekstu często broni siebie a nie autora tekstu czego doświadczyłem w dużym wydawnictwie) będzie pisał „do swojego bloga” jako „składnicy swoich tekstów”. Będą one tam opatrywane datą i godziną i imieniem autora. Każda gazeta może sobie z takiego „bloga” czerpać ale blog taki daje podstawową informację: autor i data pierwotnej publikacji, spełniał by role urzędu patentowego dla publikowanych treści. Nie potrzebujemy tu ustawy, autorem jest ten to kto pierwszy opublikuje (tekst lub fotografię) a niezależny provider spełnia tu role trzeciej strony zaufania. Podobny mechanizm funkcjonuje już na rynku fotografii w postaci agencji fotograficznych (fotostock) publikujących na stronach WWW katalog zdjęć (w formie nie nadającej się do druku – demo) .
Na zakończenie model biznesowy sprzedaży wartości niematerialnych i usług
Cóż? prawa rynku są nieubłagane, coraz więcej gazet i autorów blokuje bezpłatny dostęp do swoich archiwów zaś bieżące informacje są coraz częściej, nie tylko publikowane, są po prostu sprzedawane poszczególnym publikatorom.
Ludzie okradani reagują różnie ale widzę tu dwa podstawowe modele biznesowe:
1.Płatny dostęp do serwisów merytorycznych tworzonych przez ekspertów 2.Serwisy o dostępie bezpłatnym, prezentujące potencjał ich autora, jednak ten (ekspert) bierze powiększone wynagrodzenie (koszty tworzenia publicznych treści wliczone w płatne usługi).
Trend ten od pewnego czasu już widać w firmach i serwisach prawniczych, myślę że staje już się rodzajem ?standardu? w tak zwanych usługach profesjonalnych. I kto oberwał? Znowu złodzieje treści, nie chcieli płacić mało za treści na WWW zapłacą więcej za usługę. Czy tak? Pewnie tak bo skoro ktoś wkładał dużo inwencji w kradzież i jej uzasadnienie to znaczy, że to co kradł ma wartość, jaką? Rynek to skutecznie reguluje cenami za dniówkę eksperta lub za poradę co łatwo zaobserwować: stawki rosną a eksperci nie bankrutują.