fotoradar_2_0Swego czasu pisałem jak to w Poznaniu W strefie parkowania mandat się opłaca. Napisałem wtedy, że

Powyższe to namiastka zjawiska ?psucia? prawa i niestety demonstrowania niekompetencji urzędników. Sam fakt, że tego nie przewidzieli [opłacalność ponoszenia kar] wystawia im słabe świadectwo. A co dopiero w przypadkach bardziej złożonych?

Urzędnicy, skoro już nie mają tych kompetencji, powinni uczyć się korzystać z pomocy specjalistów. I nie tylko urzędnicy?

Jednym z moich ciekawszych projektów kilka lat temu, był udział w tworzeniu regulaminów usług dla jednego z operatorów telekomunikacyjnych. W zespole byłem ja i prawnicy.  Po co ja? Otóż Ci prawnicy przekonali się, że budowanie i “uszczelnianie” systemu reguł, swego rodzaju prawa, jest znacznie skuteczniejsze, jeżeli wykorzysta się analizę systemową i modelowanie.

 

W tym artykule “systemowo” ale o fotoradarach. Dyskusja rozgorzała w mediach i towarzyskich rozmowach na temat fotoradarów, o skoku na kasę, uciemiężeniu kierowców itp. Atakowane są fotoradary (pomysł zwiększenia ich liczby) nawet przez popularnych prezenterów TV w audycjach emitowanych w porach  dużej oglądalności.

 

Popatrzmy zimnym okiem na problem. Prosta analiza tego co ma wpływ na liczbę wypadków na drogach:

Liczba wypadków i stłuczek

Krótki opis diagramu. Jest to diagram wzorowany na [[diagramie Ishikawy zwanego także diagramem rybich ości]]. Jest to graficzne zobrazowanie czynników wpływających na badane fakty (zjawisko).

Na liczbę wypadków mają wpływ bezpośredni: stan techniczny pojazdu, przestrzeganie reguł ruchu drogowego, prędkość, zdolność kierowcy do prowadzenia pojazdu.

Stan techniczny pojazdu, jako przyczyna, w zasadzie nie budzi wątpliwości, kiepskie hamulce mogą doprowadzić do wypadku i nikt z tym nie dyskutuje, podobnie brak oświetlenia.

Przestrzeganie reguł ruchu drogowego to jeżdżenie prawą stroną, zatrzymywanie się na czerwonym świetle czy włączanie kierunkowskazu 😉 oraz wszystkie inne zasady, dzięki którym zachowanie pojazdu na drodze jest przewidywalne i nie stwarza ryzyka.

Prędkość potraktowałem odrębnie bo statystyki także ją tak traktują. W odróżnieniu od “reguł” prędkość, wraz z jej wzrostem, silnie ogranicza możliwość reakcji kierowcy na sytuację na drodze a także szanse na przeżycie w przypadku kolizji. Prędkość nie jest w rozumieniu tej analizy, regułą ruchu, jest pewną cechą poruszającego się pojazdu. Prędkość jest “regulowana” kodeksem drogowym na równi z “regułami ruchu” dlatego, że jest także, podobnie jak reguły ruchu, czynnikiem wpływającym na bezpieczeństwo tego ruchu (a konkretnie skutki nieprzestrzegania reguł).

Zdolność kierowcy do prowadzenia pojazdu to najbardziej niemierzalny czynnik. Silnie zależy of predyspozycji kierowcy, jego doświadczenia, predyspozycji (w końcu nie każdy osiąga dobre wyniki w wyścigach), stanu psychicznego, fizycznego i wielu innych. Ten czynnik budzi wiele emocji w dyskusjach o bezpieczeństwie ruchu, szczególnie gdy mowa o prowadzeniu pojazdów pod wpływem alkoholu.

Problem polega na tym, że predyspozycje i zdolności u ludzi są tak różne, że próby ich zunifikowanego klasyfikowania są moim zdaniem skazane na porażkę. Jeżeli bez problemu można ocenić efekty cudzych zdolności, tak zupełnie bez sensu są próby oceny zdolności na bazie oceny “uzdolnionego”. W sporcie rankingi ustalane są na bazie dokonań zawodnika a nie poprzez mierzenie jego cech fizycznych. Najlepszy biegacz to ten, który najszybciej biega a nie ten, u którego stwierdzono najlepszy stosunek  długości nóg do wagi mięśni ud i łydek. Nawet kulturystów oceniają sędziowie a nie lekarze.

Czy chce wykazać, że należy usunąć z kodeksu zapis o dopuszczalnej zawartości alkoholu we krwi? Absolutnie nie! Ale graniczna wartość, moim zdaniem nie powinna być oceną “zdolności” (jej biurokratycznej utraty) do prowadzenia pojazdu, bo to można ocenić wyłącznie po efektach, a progiem, powyżej którego  “statystyczna większość kierowców” traci zdolność bezpiecznego prowadzenia pojazdu (mimo wszystko jednak uważam, że bezmyślnych ludzi jest wystarczająco wiele by jednak takie zakazy istniały).

Nie wiem czy mam rację, to dyskusja, ale jednak większość  cywilizowanych Państw ma te progi dwu, a nawet czterokrotnie wyższe (Polska 0,2, w Europie generalnie 0,4, Anglia 0,8). Na słuszność tego co piszę, zdaje się wskazywać statystyka: tylko 12% wypadków jest kwalifikowanych jako skutek spożycia alkoholu przez kierowcę. Tu jednak należy pamiętać, że dotyczy to przypadków, w których kierowca został uznany za winnego, za sam fakt przekroczenia dopuszczalnej prawem ilości alkoholu we krwi, a nie dlatego, że nie zastosował jakichś reguł ruchu drogowego. Kuriozalne, moim zdaniem jest to, że w kolizji na skrzyżowaniu  o ruchu kierowanym (np. sygnalizacją świetlną) za winnego Policja uznaje “pijanego” kierowcę, a nie tego który wjechał na nie na czerwonym świetle. To także powód, który każe mi uznać, że statystyki te (12% wypadków spowodowanych przez pijanych kierowców) są mocno zawyżone. Powód jest dość prosty. Policjant ma wybór: albo przeprowadzić “śledztwo” w miejscu wypadku albo kazać dmuchać w “balonik”.  To drugie nie wymaga żadnego wysiłku, więc jest natychmiast wybierane jako “metoda rozsądzenia”. Co ciekawe, pozostałe  przyczyny obniżenia zdolności prowadzenia pojazdu, takie jak np. zmęczenie, nie są karane, mimo, że przemęczony kierowca, jadący samochodem bez odpoczynku np. 12 godzin, jest niejednokrotnie dużo bardziej niebezpieczny niż ten  po dwóch piwach…

 

Tyle “analizy przyczynowo-skutkowej”. Zdaje sobie sprawę, że jest na swój sposób mało dokładna, ale celem moim jest logika wyciągania wniosków a nie to, czy jest to 12%, 6% czy może 14%. Na tle pozostałych wartości nie ma to praktycznie żadnego znaczenia.

 

A gdzie o fotoradarach? Tu :). Bezpieczeństwo  na drodze zależy od tego czy kierowcy przestrzegają reguł. Ich nieprzestrzeganie to łamanie prawa. Co do zasady, łamanie prawa musi być karane (z tym chyba nikt nie dyskutuje), taka jest natura Prawa. Brak karania prowadzi do demoralizacji i utraty zaufania dla Prawa. Aby kogokolwiek ukarać za łamanie prawa należy najpierw udowodnić fakt jego złamania: winę. Robią to głównie policjanci, jednak są reguły, których łamanie można stwierdzić mechanicznie” czyli “złapanie” kogoś na “gorącym uczynku”. Fotoradar, a w ogóle sfotografowanie kogoś “w trakcie łamania prawa” (także np. samochodu przejeżdżającego na czerwonym świetle) jest niczym innym jak bezspornym stwierdzaniem winy. Niczym się to nie różni od obserwacji dokonanej przez policjanta, no może poza tym, ze policjant mógł czegoś “‘nie zauważyć”.

O czym więc jest ta głośna medialna dyskusja z fotoradarem w roli głównej? Moim zdaniem o tym, że nagle  prawdopodobieństwo uniknięcia kary za łamanie prawa strasznie spadło, po drugie wyeliminowano możliwość korupcyjnego uniknięcia kary. Komu to przeszkadza? Tym, którzy łamią prawo!

 

Problem widzę gdzie indziej. Mamy może dobre prawo o ruchu drogowym ale fatalne jego stosowanie. Zaufanie do znaków drogowych maleje, bo stawiane są nie raz w sposób niezrozumiały nie tylko dla przeciętnego kierowcy. Po drugie zaś, nauczyliśmy się, że egzekwowanie prawa jest w Polsce na bardzo niskim poziomie i wielu ludzi niestety oswoiło się z bezkarnością.

Tak więc widzę ogromną potrzebę dyskusji o tym jakie i gdzie zakazy na drogach się stawia, a nie o tym czy podnoszenie skuteczności egzekwowania prawa z pomocą fotoradarów jest złe bo jest bardzo dobre, czytaj skuteczne.

Czy podnoszenie trudności uzyskania prawa jazdy, “mierzenie zdolności”, nie jest także bezsensowne? Oczekiwał bym  więc więcej kompetencji od ‘ustawodawcy”.

A od mediów i polityków atakujących fotoradary oczekiwał bym więcej przemyśleń i odpowiedzialności w krytykowaniu podnoszenia skuteczności egzekwowania prawa. Problemem jest jakość prawa a nie egzekwowanie prawa złego, bo to prowadzi do usankcjonowania tego, że ono jest złe. Widzę inne zagrożenie brnięcia w tłumaczenia, że skoro prawo jest złe to nie powinno być (z pomocą fotoradarów) restrykcyjnie egzekwowane: skoro nikt nie przestrzega prawa mimo tego, że ono istnieje, to znaczy. że można uznaniowo ukarać każdego kogo sobie “wybierzemy”, komu na rękę taka sytuacja?

Moim zdaniem, jako społeczeństwo, powinniśmy się  bronić nie przed fotoradarami, a przez psuciem prawa.

 

Jarosław Żeliński

Jarosław Żeliński: autor, badacz i praktyk analizy systemowej organizacji: Od roku 1991 roku, nieprzerwanie, realizuje projekty z zakresu analiz i projektowania systemów, dla urzędów, firm i organizacji. Od 1998 roku prowadzi samodzielne studia i prace badawcze z obszaru analizy systemowej i modelowania (modele jako przedmiot badań: ORCID). Od 2005 roku, jako nieetatowy wykładowca akademicki, prowadzi wykłady i laboratoria (ontologie i modelowanie systemów informacyjnych, aktualnie w Wyższej Szkole Informatyki Stosowanej i Zarządzania pod auspicjami Polskiej Akademii Nauk w Warszawie.) Oświadczenia: moje badania i publikacje nie mają finansowania z zewnątrz, jako ich autor deklaruję brak konfliktu interesów. Prawa autorskie: Zgodnie z art. 25 ust. 1 pkt. 1) lit. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych zastrzegam, że dalsze rozpowszechnianie artykułów publikowanych w niniejszym serwisie jest zabronione bez indywidualnej zgody autora (patrz Polityki Strony).

Ten post ma 9 komentarzy

  1. jacek2v

    Brawo, piękna diagnoza.
    Chciałbym dodać, że całe działania podejmowane przez Państwo są w swojej intencji represyjne i nie mają na celu poprawienia bezpieczeństwa, a zmuszenia do “przestrzegania prawa”. Co nie jest jednoznaczne.
    Zapewne odpowiedzialność jest, ale intencja podejmowanych działań jest niezgodna z ogólnie pojętym dobrem obywateli. Traktowanie obywateli jak głupie barany to nie jest dobre.
    Pomijam wątek łatania dziury budżetowej, bo takie działanie wręcz podpada pod paragraf – zapewne kontytucji.

    1. Tomek

      @jacek2v:

      Ale o czym ty piszesz? Wpis w części poświęconej fotoradarom wyraźnie stwierdza, że im więcej fotoradarów tym lepiej. Bo wzrasta skuteczność egzekwowania kar za naruszanie prawa (przepisów ruchu drogowego). A to jest dobre. Co do tego mają INTENCJE? Co do tego ma budżet? Co do tego ma bezpieczeństwo?

  2. jr

    Diagram raczej wyssany z palca. Gdyby była to prawda najwięcej wypadków byłoby na autostradach(prędkość najwieksza – czyli jak Pan twierdzi najmniejsza zdolność prowadzenia pojazdu).

    Tymczasem według MSW najwięcej wypadków jest sposodawanych “niedostoswaniem prędkości do warunków panujących na drodze”. To absolutnie nie oznacza że jadą szybko!
    Jeżeli na zakręcie 180 stopni o małym promieniu pojedzie Pan 50 km/h to z pewnością spowoduje Pan wypadek. Jeżeli pojedzie pan 200km/h autostradą to wypadek będzie miał miejsce z małym prawdopodobieństwem.

    Prawdziwą przyczyną dużej śmiertelności na drogach w PL jest stan techniczny tych dróg. Należy to podkreślać na każdym kroku!

    Polecam porównanie śmiertelności na drogach w PL i UK + Konsumpca paliwa + liczba autostrad. (według moich szacunków szanse na śmierć w wypadku w UK są około 18 razy mniejsze niż w Polsce)

    1. Jarek Żeliński

      Ten diagram to sucha statystyka. Zwracam uwagę, że autostrada to wręcz laboratoryjna czystość otoczenia, tu nikt nikomu nie wskoczy przed maskę. Przyczyną większości wypadków nie jest sama prędkość jako taka, a brak możliwości skutecznego reagowania podczas jazdy z dużą prędkością. Dlatego na autostradzie (pasy ruchu oddzielone, bezkolizyjne skrzyżowania, zakaz ruchu pieszych, zakaz zatrzymywania się itp.) np. nie ma potrąceń. Ale w terenie zabudowanym mamy ruch pieszych, także w poprzek ulic, nagłe wejście na ulice pieszego nie jest żadnym zaskoczeniem… jeżeli uznać, fakt, że prędkość należy dobierać do warunków na drodze, to nie widzę żadnego związku pomiędzy liczbą wypadków a jakością drogi, co najwyżej z liczbą uszkodzeń pojazdów.

      Skoro “według MSW najwięcej wypadków jest sposodawanych ?niedostoswaniem prędkości do warunków panujących na drodze?. To absolutnie nie oznacza że jadą szybko!” a co więc to oznacza?????

      Czy chce mnie Pan przekonać, ze w UK jeździ się szybko w terenie zabudowanym a policja bierze w łapę?

  3. Asia

    W związku z tym co Pan pisze: “predyspozycje i zdolności u ludzi są tak różne, że próby ich zunifikowanego klasyfikowania są moim zdaniem skazane na porażkę” – jestem za całkowitym bezwzględnym zakazem jazdy po spożyciu alkoholu. Nie interesuje mnie, jak jest “tu czy tam”. Jesteśmy w Polsce, mamy takie a nie inne drogi, takie a nie inne “serwisowanie” dróg przez służby, takie a nie inne samochody, takie a nie inne umiejętności jazdy… a i kultura jazdy pozostawia WIELE do życzenia ….
    Warto również wejść w szczegóły opisane np. tutaj:

    Cyt.:
    “Istnieje więc silna korelacja między spożyciem alkoholu przez kierowcę samochodu osobowego, a fatalnymi skutkami wypadku spowodowanego przez niego (mimo że pijany rzadziej rani, to prawie dwukrotnie częściej jest sprawcą śmierci kogoś trzeciego i częściej rani innych ciężko)”

    1. Jarek Żeliński

      Patrząc na to na zimno, nic na świecie nie potwierdza silnego związku ograniczenia zawartości alkoholu we krwi do zera z istotnym zmniejszeniem wypadków na drodze… Statystyki jasno wskazują, że “zabójcą” jest nadmierna prędkość i widać to w kodeksach większości europejskich państw. Co do argumentu w rodzaju “jakość naszych dróg” jest przyczyną wypadków, to w ogóle go nie rozumiem, bo jak jest kiepska droga to się wolniej jedzie a nie zabija przechodniów… Przytoczony artykuł o pijanych rowerzystach i pieszych niczego nie dowodzi. Ludzie czasami giną od noży ale czy to powód by zakazać ich posiadania? Bo trzeba być na prawdę głupim lub mieć złe intencje by nożem zabić. Problem jednak w tym, że bardzo wielu ludzi ma samochód, który konstrukcyjnie – homologacja – pozwala na bezpieczną jazdę z prędkością 160 km/h, a wielu przypadkach znacznie więcej, ale to bezpieczeństwo w warunkach niemalże laboratoryjnych, takie mamy w najlepszym wypadku na autostradzie. W przestrzeni miejskiej (relatywnie duży i nieregulowany ruch pieszych) prędkość powyżej 25km/h jest niebezpieczna dla otoczenia (stąd ograniczenia np. na osiedlach). Proszę zwrócić uwagę, że sama sama zawartość alkoholu we krwi rzędu 0,4/0,8 prowadzi co najwyżej do sytuacji, w której doświadczony kierowca ma obniżoną zdolność prowadzenia pojazdu do poziomu mniej więcej przeciętnego siedemdziesięciolatka, a takim za wiek nikt obligatoryjnie nie odbiera prawa jazdy…

  4. Jarek Żeliński

    Ogólna prośba. Wiem, że temat budzi wiele emocji ale starajmy się podawać rzeczowe argumenty poparte jakąś logiką a nie emocjonalne “bo nie”. Wiem, że wielu ludzi mających dobry samochód chce korzystać z wolności szybkiej jazdy ale niestety, w miejscach gdzie żyją ludzie, jest duży ruch należy sobie to darować bo to po ortu stwarza zagrożenie.. i na prawdę nie widzę racjonalnych argumentów za szybką jazdą między ludźmi w miastach, miasteczkach i wsiach… Nie można zakazać wychodzenia z domu pieszym…

    Polecam do przeczytania:
    http://motoryzacja.interia.pl/wiadomosci/bezpieczenstwo/news/fotoradary-to-nie-polska-specjalnosc-jak-jest-w-europie,1662222,324

    http://moto.wp.pl/kat,55194,title,Mandaty-w-Europie-ile-wypisuje-sie-ich-w-panstwach-Unii,wid,14897713,wiadomosc.html?ticaid=1feb6

    http://www.kprm.gov.pl/wydarzenia/aktualnosci/jak-zmniejszyc-liczbe-ofiar-na-polskich-drogach.html

  5. jacek2v

    @Tomek
    A o czym Ty piszesz?

  6. Jarek Żeliński

    Proste i słuszne: “Cmentarze są pełne kierowców, którym zabrakło sekund. Dlatego nie należy jeździć na granicy sterowności – poza kontrolowanymi warunkami w rodzaju odcinka specjalnego na rajdzie.” )

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.