Jedna z wielu burzliwych dyskusji na temat open source w biznesie tak została przeze mnie podsumowana na pewnym forum:

Z dyskusji wyłaniają się dla mnie takie wnioski: otwartość oprogramowania (kodu) czyni go bardziej wiarygodnym, otwartość kodu skłania jego twórców do podnoszenie jego jakości (wstyd zabrania partaniny ;)), to czy jest darmowy czy nie, zależy wyłącznie od modelu biznesowego sprzedaży: twórca sam ustala czy zarabia na licencjonowaniu kodu czy na swojej wiedzy i pracy, „zamykanie kodu”, to kwestia subiektywnego uznania twórcy kodu, czy stanowi on (treść) chronione know-how (jego przewagę konkurencyjną) czy nie… ale warto dodać, że przewaga stojąca na takiej tajemnicy ma jednak gliniane nogi (jak każda przewaga bazująca w 100% na tajemnicy). (dyskusja Open Source w biznesie | LinkedIn).

To podsumowanie to w zasadzie cała planowana treść tego wpisu ale…

Kilka uwag dodatkowych

Wiele się mówi o tym, że open source nie zawsze jest darmowe:

Otwarte oprogramowanie (ang. open source movement, dosł. ruch otwartych źródeł) ? odłam ruchu wolnego oprogramowania (ang. free software), który proponuje nazwę open source software jako alternatywną dla free software, głównie z przyczyn praktycznych, a nie filozoficznych.

Istnieje wiele modeli biznesowych dla producentów otwartego oprogramowania. Obok darmowego udostępniania może ono być sprzedawane i wykorzystywane w sposób komercyjny. Sposób osiągania zysków można także ograniczyć do sprzedaży dodatkowych usług, takich jak szkolenia z obsługi, wsparcie klienta czy dostęp do dodatkowych rozszerzeń, wtyczek, dodatków i modułów. Możliwe jest też wykorzystanie bezpłatnej wersji open source, jako sposób na zachęcenie do kupna bardziej rozbudowanej wersji dostarczanej na licencji komercyjnej.

Jak widać otwarte nie zawsze znaczy darmowe. Sama otwartość to jedynie ujawnienie kodu, nie raz (ale nie zawsze!) także zezwolenie (licencja) na jego użycie do tworzenia dzieł zależnych (samodzielnego rozwijania), ale otwartość nie zawsze też oznacza „jest Twoje”. Czym innym jest wgląd w treść a czym innym prawo korzystania i modyfikacji (warto czytać licencje i szanować prawa autorskie).

BartopenWiele się też mówi o tym, by otwarte oprogramowanie było używane w Administracji Państwowej bo jest „darmowe” i jawne. Ten mit niestety rozwiewają przetargi. Jeżeli pominąć te ogłoszone niezgodnie z prawem (preferencje w źle sformułowanych Opisach Przedmiotu Zamówienia) to i tak jak widać nie wygrywają masowo produkty z grupy open source mimo, że większość przetargów jako jedyne kryterium oceny ma cenę.

W 2010 roku dwóch znanych ekspertów zajmujących się ekonomią innowacji, Josh Lerner i Mark Schankerman, opublikowało wyniki swoich szeroko zakrojonych badań empirycznych dotyczących otwartego oprogramowania[3]. Wynika z nich, że wbrew stereotypom, w chwili obecnej większość oprogramowania open-source powstaje w komercyjnych firmach oferujących również oprogramowanie zamknięte. Wg Lernera i Schankermana, open-source i closed-source nie są wobec siebie w opozycji, a raczej powinno się je postrzegać jako uzupełniające się nawzajem. Zwracają oni przy tym uwagę, że wielu użytkowników jednocześnie korzysta z programów zarówno zamkniętych (np. systemu operacyjnego Microsoft Windows), jak i otwartych (np. przeglądarki internetowej Firefox). Jednym z głównych wniosków autorów jest stwierdzenie, że rządy nie powinny wybiórczo wspierać (zarówno w ramach polityki gospodarczej, jak i w roli nabywcy infrastruktury informacyjnej) przemysłu oprogramowania zamkniętego bądź otwartego, a raczej w zależności od konkretnych warunków i jeden, i drugi.

(cytaty za Otwarte oprogramowanie ? Wikipedia, wolna encyklopedia).

Tak więc moim zdaniem przy wyborze oprogramowania warto się kierować planem i cyklem życia produktu, kryteriami ekonomicznymi w firmie,  a nie tym czy dane oprogramowanie jest czy nie jest otwarte. (w artykule celowo posłużyłem się wyłącznie cytatami z WIKI jako wolnej encyklopedii).

Jarosław Żeliński

Jarosław Żeliński: autor, badacz i praktyk analizy systemowej organizacji: Od roku 1991 roku, nieprzerwanie, realizuje projekty z zakresu analiz i projektowania systemów, dla urzędów, firm i organizacji. Od 1998 roku prowadzi samodzielne studia i prace badawcze z obszaru analizy systemowej i modelowania (modele jako przedmiot badań: ORCID). Od 2005 roku, jako nieetatowy wykładowca akademicki, prowadzi wykłady i laboratoria (ontologie i modelowanie systemów informacyjnych, aktualnie w Wyższej Szkole Informatyki Stosowanej i Zarządzania pod auspicjami Polskiej Akademii Nauk w Warszawie.) Oświadczenia: moje badania i publikacje nie mają finansowania z zewnątrz, jako ich autor deklaruję brak konfliktu interesów. Prawa autorskie: Zgodnie z art. 25 ust. 1 pkt. 1) lit. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych zastrzegam, że dalsze rozpowszechnianie artykułów publikowanych w niniejszym serwisie jest zabronione bez indywidualnej zgody autora (patrz Polityki Strony).

Ten post ma 2 komentarzy

    1. Jaroslaw Zelinski

      Wskazany artykuł pokazuje jeden poważny, i to bardzo, błąd w rozmowach o oprogramowaniu opensource: zwolennicy i promotorzy tego oprogramowania podkreślają techniczne i licencyjne cechy oprogramowania i jednocześnie kompletnie pomija jego funkcjonalność, a biznes kupuje oprogramowanie po to, by go używać w konkretnych przypadkach a nie po to by cieszyć się z jego posiadania… Liczba użytkowników oprogramowania nie mówi absolutnie nic o tym do czego ono służy, a jedynie o tym ilu ludziom/firmom się przydało….

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.