„Zrobienie zdjęcia człowiekowi odbiera mu dusze”, tak przynajmniej nadal uważają przedstawiciele wielu kultur nazywanych „pierwotnymi”, którzy boją się fotografów, ale to ludy pierwotne i mogą tak myśleć. Dzisiaj, jak co dzień, zaliczam przegląd prasy czyli przeglądam swoje subskrypcje RSS i co czytam:
Ceną za rozwój nowych technologii komunikacyjnych nie może być handel danymi osobowymi, który jest nowoczesną formą handlu ludźmi – mówi w rozmowie z PAP Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych Wojciech Wiewiórowski.
Zdaniem GIODO Unia Europejska powinna w ciągu trzech lat wypracować nowe przepisy o ochronie danych osobowych, bo obecnie nie są dopasowane do współczesnych wyzwań. W poniedziałek w Warszawie rozpocznie się międzynarodowa konferencja, poświęcona zagadnieniom ochrony danych osobowych i prywatności. (GIODO: ceną za rozwój technologii nie może być handel danymi. wnp.pl)
Rzeczą od pradziejów identyfikującą człowieka była jego twarz (postać), w miarę rozrostu liczby populacji, z uwagi na rosnące prawdopodobieństwo podobieństwa, pojawiło się imię, następnie dodatkowo, do imienia dodawano skąd pochodzi np. Zbyszko z Bogdańca. Rosnąca liczba ludzi oraz wymóg bezbłędności identyfikacji zrodził potrzebę użycia czegoś bardziej wyrafinowanego: pojawiły się „numery obywateli” (w Polsce PESEL).
Funkcjonuje równolegle pojęcie przestrzeni publicznej, której najprostsza moim zdaniem definicja to oparta na „prawie wyłączonego środka” brzmiąca: „przestrzeń publiczna to każda przestrzeń nie będąca zastrzeżoną przestrzenią prywatną” (przestrzeń prywatna to ta, którą mamy prawo dysponować i ograniczać do niej dostęp, żadna zaś z nich nie jest przestrzenią niczyją). Definicje inne są moim zdaniem próbami wyliczenia „czym przestrzeń publiczna jest”, co z góry skazuje tę definicje na potrzebę ich aktualizacji za każdym razem, gdy ktokolwiek „wynajdzie” nowe zastosowanie przestrzeni publicznej. Przykładem takiej „słabej” definicji jest moim zdaniem ta z ustawy o zagospodarowaniu przestrzennym (to jako przykład, ta ustawa to inny temat ;)):
?obszar przestrzeni publicznej? ? należy przez to rozumieć obszar o szczególnym znaczeniu dla zaspokojenia potrzeb mieszkańców, poprawy jakości ich życia i sprzyjający nawiązywaniu kontaktów społecznych ze względu na jego położenie oraz cechy funkcjonalno-przestrzenne, określony w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy; (źr. USTAWA, z dnia 27 marca 2003 r. o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym)
Każdy człowiek znajdujący się w przestrzeni publicznej jest w niej „dostępny”: wolno się na niego patrzeć, wolno zapamiętać jego twarz (o to pytamy potem świadków wydarzeń). Postęp techniczny pozwolił zastąpić ulotną pamięć człowieka, nieulotną i znacznie dokładniejszą fotografią. Nie zmienia to jednak faktu, że pojawienie się fotografii nie zmienia definicji przestrzeni publicznej. Tam gdzie zachodzi ryzyko, że nie zapamiętamy wszystkich twarzy, (np. nie zapamiętamy osoby, która nam nie oddała pożyczonej książki) poza „twarzą”, żądamy dodatkowych danych identyfikujących (zawartość kartoteki czytelnika w bibliotece) oraz rejestrujemy je (utrwalamy, pamięć ludzka jest zawodna). Należy zwrócić uwagę, że Biblioteka Publiczna to także przestrzeń publiczna podobnie jak muzea czy stadiony.
Do rzeczy. Bardzo mi się nie spodobała „metafora” użyta przez GIODO: „handel danymi osobowymi, który jest nowoczesną formą handlu ludźmi”. Jest ona w moich oczach świadectwem zupełnego niezrozumieniem przez GIODO opisywanego zjawiska. Handel ludźmi to forma (element) niewolnictwa. To ostatnie zaś, to zmuszanie ludzi do rzeczy, których z własnej woli by nie czynili (w szczególności do niewolniczej pracy). Nikt nie może mi zakazać opowiadania o tym kogo widziałem na spacerze w parku. Nikt nie może mi zakazać pokazania komukolwiek moich zdjęć z tego spaceru, na których uwieczniłem innych spacerowiczów. Gdzie GIODO dostrzega tu jakiekolwiek niewolnictwo? Rozumiem, że ktoś może nie chcieć, by „wydało się”, że był w tym parku ale to problem tego kogoś: wstydzi się tego, że był? Okłamał kogoś, że był w tym czasie w innym miejscu? To problem etyki (czasem psychiki) tych konkretnych osób, ale na pewno nie jest to – relacja z wizyty w parku – uprawianiem niewolnictwa. Kto tu jest tym niewolnikiem i dlaczego? Ja nie mam pojęcia.
Pojawiają się głosy, że technologia doprowadziła do sytuacji, w której łatwość zapamiętania i przetwarzania ogromnych ilości takich faktów jest zła. Zła? Technologia tylko ułatwiła tylko to, co do niedawno było tylko bardzo trudne, czasem niemożliwe, dla człowieka ale to – te możliwości – to tylko większa skuteczność z nie „nowy byt”.
Handel danymi osobowymi (zbiorami takich danych) to była kwestia czasu. To „zwykły” handel wiedzą. Owszem, pojawia się moim zdaniem problem etyki w przypadku, gdy pewien bank ogłasza, że zacznie handlować danymi swoich klientów. Ale czy bank to przestrzeń publiczna? Myślę, że deklaracja przestrzegania tajemnicy bankowej przez bank, czyni z niego jednak przestrzeń prywatną. Owszem, zapewne bank może przekwalifikować obszar swojego działania w „przestrzeń publiczną”, ale powinien to ogłosić w nowym regulaminie i przestrzegać zasady, że nie działa on wstecz (regulamin jest elementem umowy z bankiem). Bank (nie tylko) ma wiedzę o nas, jednak nie jest właścicielem tej wiedzy a jej depozytariuszem. Nie ma więc prawa swobodnego nią dysponowania. Nasze dane w banku nie są własnością banku, są nadal naszą własnością. Dotyczy to każdej instytucji (firmy) której powierzamy nasze dane (osobowe) w celu uwiarygodnienia swojej osoby, w tym umożliwienia kontaktu z nami.
Moim zdaniem niczego nie trzeba tu regulować ani ograniczać. Fakty zarejestrowane na ulicach (np. monitoring w przestrzeni publicznej) nie podlegają dyskusji, pojawiamy się w przestrzeni publicznej i nie może zakazać rejestrowania tego faktu. Dane osobowe przekazane w określonym celu np. założenia rachunku bankowego nie są publiczne. Nasze dane w Urzędzie meldunkowym także. Nie ma tu co dodatkowo regulować.
Przyznam się, że nie rozumiem celu rejestrowania baz danych osobowych w GIODO czy oporu wielu ludzi przez monitoringiem miejskim. Być może Ci ostatni to Ci, którzy mają problem z uczciwością (bo psychozy wielu ludzi to odrębny temat). Nie rozumiem jaki związek ma niewolnictwo z postępem technicznym (poza tym, ze wszyscy w jakimś sensie jesteśmy niewolnikami technologii, ale każdy w takim zakresie w jakim do tego dopuszcza). Rozumiem jednak, że należy nas – obywateli – chronić przez pozbawionymi etyki korporacjami, dla których osiąganie zysku usprawiedliwia każde działanie. Tu jednak mam na myśli sposób zmiany warunków umowy (bank i handel danymi) a nie sam fakt, że bank te dane ma, bo ma je za naszą zgodą.