Wstęp
Prawo autorskie stanowi naturalny przedmiot zainteresowania każdego, kogo efekty pracy są tym prawem chronione. Czasami prawo to staje się przedmiotem badań, jak w moim przypadku, bo nie tylko to co tworzę, podlega ochronie prawnoautorskiej, ale też stanowi to wartość niematerialną dla beneficjentów mojej pracy: podmiotów będących przedmiotem moich audytów i analiz, przekazywaną im wartością tego co projektuję: projektów rozwiązań.
Moje badania nie dotyczą jednak aktualnego stanu prawnego, dotyczą mechanizmu powstawania i prawnej ochrony wartości intelektualnych.
Prawo autorskie budzi wiele emocji i kontrowersji z wielu powodów. Jednym z nich jest to, że często stawiany jest mu zarzut, że jest nieskuteczne w pewnych obszarach:
Dla filozofa prawa wyjątkowo interesującym przedmiotem badań są prawa autorskie. Wynika to z faktu, iż odkąd pojawił się Internet, dotychczasowe w pełni satysfakcjonujące uregulowania stały się nieskuteczne.
Autorka powyższego napisała ciekawy esej, do którego postaram się odnieść na gruncie systemów informacyjnych i technologii z nimi związanych (wspominany przez autorkę Internet także). Jest to próba wyjaśnienia krytykowanego zjawiska jakim jest łatwość kopiowania, oraz teza i jej obrona, że nie prawo autorskie jest tu źródłem problemu a życzeniowe podejście wielu posiadaczy praw majątkowych, do jego stosowania. W 2012 roku pisałem, że nie można się „obrażać” na postęp:
Prostą, nadal funkcjonującą, barierą blokującą powielanie (tworzenie replik, reprodukcji oryginałów np. rzeźb) dzieł materialnych jest wymagana umiejętność porównywalna do tej, jaką cechuje się autor oryginału. W przypadku dzieł niematerialnych ta bariera nie istnieje, bo do skopiowania najlepszego nawet utworu literackiego czy muzycznego wystarczy np. komputer, nie są potrzebne żadne, poza obsługą komputera, umiejętności.
(źr.: Prawo autorskie i wartości niematerialne – analiza systemowa)
Powyższy artykuł z 2012 roku, polecam jako lekturę początkową.
Metoda
Podstawą mojej argumentacji jest opracowany i opisany w ww. artykule (Prawo autorskie i wartości niematerialne – analiza systemowa) model pojęciowy, opisujący podstawowe terminy prawa autorskiego. Kluczowa definicja to :
Dz. U. 1994 Nr 24 poz. 83 USTAWA z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Rozdział 1 Przedmiot prawa autorskiego
Art. 1. 1. Przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia (utwór).
- W szczególności przedmiotem prawa autorskiego są utwory:
1) wyrażone słowem, symbolami matematycznymi, znakami graficznymi (literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne oraz programy komputerowe);
2) plastyczne;
3) fotograficzne;
4) lutnicze;
5) wzornictwa przemysłowego;
6) architektoniczne, architektoniczno-urbanistyczne i urbanistyczne;…
Uaktualniony i dostosowany do treści niniejszego tekstu, model pojęciowy powyższych terminów wygląda tak:
Oznacza to, że utwór może mieć postać materialną np. rzeźba lub obraz na płótnie, lub niematerialną np. treść poematu lub program komputerowy. Kluczowe dla treści tego opracowania są utwór i jego typy: utwór materialny i utwór niematerialny, oraz pojęcia oryginału i kopii (reprodukcja) utworu materialnego. W przypadku utworu niematerialnego, nie istnieje pojęcie oryginału, możemy mówić jedynie o nośniku na jakim został utrwalony egzemplarz utworu, o jego pierwotnym utrwaleniu i o kolejnych egzemplarzach. W przypadku utworu materialnego (np. rzeźba wykonana rękami twórcy), mówimy o oryginale i kopiach (oryginał ma w sobie indywidualne cechy jego autora podobnie jak pismo odręczne!). Pozostaje kwestia wizerunku (np. zdjęcie rzeźby, obrazu, fasady budynku, itp.) i kopii jako reprodukcji.
Bardzo ważnym elementem jest określenie (i wskazanie) utworu pierwotnego. Ustawa zawiera stwierdzenie, że utwór to „przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci”. Chodzi konkretnie o „ustalenie”, które należy traktować jak pierwszą „materializację” utworu. Jeżeli w przypadku np. rzeźby ona sama jest tym ustaleniem, tak w przypadku układu urbanistycznego, będą to rysunki techniczne architekta-projektanta (a nie budowla). Powstałe zabudowania będą już realizacją projektu architektonicznego, który jest tu utworem pierwotnym. Sam budynek (jego wybudowanie) będzie w praktyce jedynie starannym działaniem lub dziełem (tu rezultatem) .
Komentarze do tekstu
Piractwo. Podstawowy problem tu to, moim zdaniem, życzeniowe podejście autorów. Owszem autor ma tu swoje prawa, pozostaje jednak kwestia jego zdolności do ich egzekwowania na gruncie prawa cywilnego. Drugi aspekt to tak zwane tantiemy, czyli bierne przychody autorów. Publikacji na temat ekonomicznej szkodliwości biernych przychodów jest nie mało. Bierne przychody są tu definiowane jako „dochód pochodzący z posiadania i kontroli rzadkich aktywów w warunkach ograniczonej konkurencji lub jej braku ,” (https://www.bennettinstitute.cam.ac.uk/blog/rentier-capitalism-uk-case/).
Prawo autorskie majątkowe z zasady daje autorowi monopol na dysponowanie jego utworem. Samo w sobie nie jest to złe, jednak do momentu, gdy: autor jest utrzymywany ze środków publicznych, lub jego utwór ma istotne znaczenie społeczne. Powstaje pytanie; kiedy i czy, możemy odebrać autorowi jego monopol? Po drugie: autor jako posiadacz tego monopolu powinien sam zadbać o swoje cywilne prawa i egzekwować je. Innymi słowy: ustalanie nieegzekwowalnego prawa po prostu nie ma sensu, a zrzucanie jego egzekwowania (przerzucanie własnych kosztów) na Państwo, wielu uznaje za pasożytnictwo.
Autor ma monopol majątkowy, jednak prawa majątkowe pozostają przy pracodawcy, jeżeli utwór powstał na bazie stosunku pracy, i tu wracamy do prostej zasady: prawa majątkowe ma mecenas autora. To rodzi kolejne pytanie: czy tym mecenasem może być i kiedy prywatny podmiot a kiedy Państwo? Jeżeli mecenasem jest podmiot prywatny wracamy do sytuacji gdy jest to sam autor (monopol). Gdyby Państwo było mecenasem, utwór z zasady staje się utworem public domain (przechodzi do domeny publicznej). Tu wkracza kwestia przejmowania przez Państwo utworów o znaczeniu dla funkcjonowania Państwa i obywateli.
Autorka pisze:
Mimo upływu siedemnastu lat od stworzenia Napstera, pierwszej aplikacji umożliwiającej masową wymianę plików, licznych prób ukrócenia problemu piractwa poprzez uregulowania prawne, głośne procesy sądowe, porozumienia międzynarodowe, blokady regionalne i zabezpieczenia DMR, problemu nie udało się rozwiązać, a piractwo kwitnie.
Samo stanowione prawo nie czyni niczego, jeżeli jest nieegzekwowalne. Oderwanie praw majątkowych od osobistych chroni (daje taką możliwość) korzyści majątkowe posiadaczy praw majątkowych, a na rynku autorzy utworów rzadko są ich posiadaczami w dłuższej perspektywie, przejmują je pracodawcy, wytwórnie muzyczne, spadkobiercy itp. Nie raz autorzy zbywają prawa majątkowe z powodu braku środków na swoje utrzymanie. Pojęcie piractwa – walka a nim – jest praktycznie w 100% związane z ochroną biernych dochodów posiadaczy praw majątkowych.
Zapewne z perspektywy prawnika dogmatyka taka argumentacja jest bezwartościowa, jednak z perspektywy systemowego modelu tego zjawiska, tłumaczy praktyczną bezsilność egzekwowania opłat jakimi są tantiemy. Uważam, że pojęcie piractwa i praw majątkowych to typowe życzeniowe (wishful thinking) myślenie zwolenników ściągania tantiem. Uważam także, że nie jest to problem prawny jako systemu prawa, a problem roszczeń posiadaczy praw majątkowych. Innymi słowy łatwo jest ustalić (ustanowić) „sobie” takie prawo, jednak jego nieskuteczność jest (powinna być) problemem twórców i beneficjentów tego prawa, a nie prawa jako takiego. Takie prawo, jako pozbawione logiki, nie powinno nawet powstać.
Akapit dalej pisze:
Na jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy wskazuje Stefan Larsson. Twierdzi on, że w wypadku praw autorskich, które charakteryzują się niespotykaną światową homogenicznością, istnieje luka pomiędzy rzeczywistością społeczną i rzeczywistością prawną. Prawo spisane w warunkach analogowych nie jest przystosowane do rzeczywistości cyfrowej, rządzącej się innymi prawami i opisywanej innymi kategoriami
Tu pojawia się drugi problem i wyjaśnienie zarazem: „luka pomiędzy rzeczywistością społeczną i rzeczywistością prawną” to to, co opisałem wyżej. Pojawia się tylko kolejna nowa kwestia: „Prawo spisane w warunkach analogowych nie jest przystosowane do rzeczywistości cyfrowej”. Uważam, że nie. Sama istota prawa autorskiego jest dobra, problemem jest niedostrzeganie, przez mających roszczenia posiadaczy praw majątkowych, różnicy między utworem materialnym i niematerialnym. Utwór materialny to egzemplarz, mający cechy odręcznego podpisu. Występuje z zasady w jednym egzemplarzu i może być co najwyżej przedmiotem aukcji. Powielanie „oryginału” rzeźby nie jest możliwe (tu pozostaje kwestia falsyfikatów, ale koszt ich wykonania niejako sam broni oryginałów). Jednak utwory niematerialne (treści) mają tę cechę, że ich powielanie odbywa się obecnie praktycznie bezkosztowo i wyjątkowo łatwo. Czy to rozgrzesza piratów? Nie! To czyni „chciejstwem” roszczenia posiadaczy praw majątkowych do ochrony takich utworów.
Autorka pisze:
„Znakomitym przykładem ilustrującym tę tezę jest właśnie polskie prawo autorskie, zarówno w aspekcie ustawowym, jak i w sposobie funkcjonowania w publicznym dyskursie. Jak już wspomniano, prawo to jest kontrowersyjne ze względu na jego niską skuteczność w przestrzeni cyfrowej.”
Niska skuteczność tego prawa jest skutkiem mechanizmu jaki wyżej opisałem: zerowe koszty powielania utworów niematerialnych i brak możliwości jego egzekwowania. Zabezpieczenia, takie jak DRM, stanowią raczej formę sportu polegającego na ich łamaniu, niż realną ochronę. Jeżeli ktoś stawia tezę, że „tak upilnujemy chociaż 30%” (lub inna dowolna wartość <100%) to jedynie przyznaje mi rację, godzi się na nieskuteczność prawa, i opiera swoje dochody na ściąganiu „haraczy” z mniej zdolnych (w łamaniu tych zabezpieczeń).
Autorka zwraca uwagę na fakt, że:
„Na początku warto zauważyć, że pojęcie własności intelektualnej, a co za tym idzie praw autorskich, rodzi pewne kontrowersje, przede wszystkim ze względu na nacisk na prawo własności. W starożytnym Rzymie i w średniowieczu, istniało przekonanie, że twórczość intelektualna nie powinna być źródłem dochodu. W tym czasie autorstwo nie było problemem ze względu na ograniczoną liczbę kopii. Stan rzeczy uległ zmianie po wprowadzeniu ruchomej czcionki. Zrodziło to konieczność ustalenia zakazu druku bez pozwolenia uprawnionego podmiotu (tzw. przywileje drukarskie i księgarskie), co torowało drogę dla popularnego w oświeceniu poglądu, ze twórca powinien być właścicielem dzieła. Nie chodziło tu jednak o ochronę interesów jednostki, lecz o odejście od systemu przywilejów hamujących w tym czasie wymianę wiedzy i poglądów.”
To potwierdzenie słuszności tezy o tym, że o prawo majątkowe walczy ten, kto ma interes w czerpaniu dochodów z twórczości (czyli niekoniecznie sam autor). Jeżeli zdanie „twórczość intelektualna nie powinna być źródłem dochodu” oznacza tantiemy, to owszem, bo jednak twórczość intelektualna była wynagradzana w postaci mecenatu nad twórcą: tworzył on (dla „świata”) i miał za to utrzymanie, nie był to jednak bierny przychód, a efekty tej pracy były powszechnie dostępne. Mecenas pełnił rolę „dobrodzieja”. Druk spopularyzował i ułatwił dostęp do wiedzy. W zasadzie koszt dostępu do niej spadł do poziomu kosztów druku (były i są to koszty nieporównywalnie niższe niż ręczne przepisanie księgi).
Pojawia się pytanie ile powinna kosztować książka? Teza: „tyle by zostało jeszcze na tantiemy”, z powodów jak wyżej, jest trudna do obrony. Jeżeli „tyle ile jej wydrukowanie”, to znajduje to odzwierciedlenie w aktualnej sytuacji rynku wydawniczego: kserokopia książki jest droższa od jej zakupu w księgarni, więc opłaci się legalnie kupić. Autor albo dostaje jednorazowe wynagrodzenie za przekazanie praw majątkowych wydawcy, albo umawia się na tantiemy, ale ich wysokość jest, w znakomitej większości obecnie, raczej symboliczna. Nie odmawiam tu wydawcom ich praw, ponoszą 100% kosztów druku i dystrybucji. Problematyczna może być jedynie próba korzystania z monopolu i zawyżanie ceny (jest to ostatnio przedmiotem krytyki wydawców publikacji naukowych).
Dlatego autorka słusznie, moim zdaniem, zwraca tu uwagę, że:
Jessica Reyman wskazuje, że koncepcja autora w postaci indywidualnego, kreatywnego geniusza, właściciela dzieła jest stosunkowo młoda i datuje się ją na XVIII wiek. Takie spojrzenie można zresztą zakwestionować i zauważyć, że autor jest wytworem okoliczności społecznych, historycznych i kulturowych. Jego dzieło to rezultat interakcji autora z innymi ludźmi, szerszego kontekstu społecznego (np. politycznych wydarzeń) i kulturowego (np. przeczytane dzieła). Zatem analizując kwestię autorstwa w szerszym kontekście aniżeli relacja: twórca ? dzieło ? odbiorca, musimy stwierdzić, że kwestia ta staje się problematyczna.
Dodam od siebie, że ochrona autora i jego autorskich praw osobistych, jest motywatorem dla autora, ochrona praw majątkowych, tylko gdy pozostaną przy autorze, a to jak wiemy jest dość rzadkie. Problem praw autorskich majątkowych, ma swoje źródło: autorka słusznie moim zdaniem zwraca uwagę że, jest nim tradycyjne, konserwatywne (materialistyczne) pojmowanie własności:
Tradycyjnie pojmowanego autorstwa sięga geneza koncepcji praw autorskich oparta na prawie własności. Reyman zwraca uwagę, że w retoryce strony reprezentowanej przez twórców i organizacje zarządzania prawami autorskimi można wychwycić elementy silnie nawiązujące do prawa własności. Stanowi ono główny punkt odniesienia.
Czerpanie renty z użyczania materialnego majątku, jest jedną z najstarszych cywilizacyjnie form władzy, władzy feudalnej. Ma stare i ogromne tradycje, i stale jest przedmiotem obrony tej „tradycji” przez konserwatystów, pod nazwą „świętego prawa własności”. Słowo „świętego” ma tu chyba służyć jako argument, bo innych argumentów w zasadzie już nie ma.
Autorka w podsumowaniu pisze:
Z badań nad polskim prawem autorskim wynika, że z punktu widzenia metafor balans między dwiema tendencjami jest zaburzony na korzyść środowiska autorów i organizacji z nimi związanych. Wydaje się, że jest to wbrew intencji ustawodawcy, który starał się zrównoważyć regulacje chroniące autorów koncepcją dozwolonego użytku.
Zgadzam się z tą tezą w 100%. W dalszej części autorka bardzo interesująco pisze o metaforach językowych w prawie. To wykracza poza ramy mojego artykułu, jednak gorąco polecam lekturę całości tego tekstu.
Podsumowanie
Prawo autorskie w kulturze jest przedmiotem wielu sporów z uwagi na próby monopolizacji i komercjalizacji dostępu do kultury czy w ogóle do dorobku kultury i nauki. Jednak prawo autorskie ma także ogromne znaczenie gospodarcze, w moim mniemaniu nie tyle w obszarze praw majątkowych, co w obszarze autorskich praw osobistych i ochronie wartości intelektualnych takich jak know-how. Prace inżynierów i projektantów to utwory. Kluczową wartością dla podmiotu rynkowego jest tu ochrona przed plagiatami np. wzorów przemysłowych. Mimo forsowania tezy, że tylko Urząd Patentowy chroni wzory przemysłowe, można skutecznie, a także szybciej, i w zasadzie bezkosztowo, z możliwością uznania wzoru za know-how, chronić je na gruncie prawa autorskiego: jeżeli projekt spełnia kryteria utworu (co tu jest w zasadzie zawsze spełnione), można go (jego materializację w postaci dokumentu), poświadczyć u notariusza (data i pewność treści). Przewaga tego podejścia to brak konieczności upublicznienia treści chronionej (a tego wymaga zgłoszenie w Urzędzie Patentowym), co jest bardzo przydatne w przypadku, gdy utwór stanowi także know-how.
Typowa sytuacja na rynku oprogramowania:
- powstało oprogramowanie mające wartość rynkową z uwagi na specyficzne, mające wartość rynkową, funkcjonalności,
- mechanizm realizacji tych funkcjonalności jest tajemnicą przedsiębiorstwa, jest „zaszyty” w kodzie (implementacja mechanizmu), więc użytkownik i potencjalny konkurent, nie mają do niego dostępu (jest to chronione know-how),
- szczegółowa specyfikacja (projekt techniczny oprogramowania wyrażony w postaci sformalizowanych schematów i wzorów matematycznych) jest poświadczony notarialnie i chroniony w sejfie firmy,
- firma odkrywa, że na rynku pojawił sie konkurencyjny produkt mający identyczne cechy,
- zgłasza do sądu podejrzenie o kradzież tajemnicy przedsiębiorstwa, sąd żąda dowodu, i w tym momencie liczy się dokumentacja (jej treść) i data jej powstania, spór wygrywa podmiot mający specyfikację techniczną z wcześniejszą datą (potrafiący wykazać, że ją oznaczył i chronił).
Tak może wyglądać hipotetyczny spór o szpiegostwo przemysłowe (i tak nie raz wygląda). Jest to możliwe także na rynku oprogramowania, szczególnie gdy nieuczciwy konkurent dokona tak zwanej rewers-inżynierii kodu aplikacji. Wykazanie unikalności projektu oprogramowania, przy dzisiejszej jego złożoności, nie jest trudne.
Z uwagi na trudności ochrony praw autorów na obecnym rynku elektronicznym, stawiam tezę, że ochrona tych praw powinna być w interesie posiadacza praw majątkowych i powinna odbywać się na koszt ich tego posiadacza. Autor powinien: być wynagrodzony za wykonaną pracę wytworzenia utworu, przekazać prawa majątkowe do efektów pracy zamawiającemu, bo z reguły nie ma on ani narzędzi ani środków by chronić się samodzielnie. Dochody z tantiem na rynku produktów elektronicznych i ich egzekwowanie są już obecnie praktycznie niemożliwe.
[1 artykuł opublikowany 2 miesiące po wysłaniu go do autora z prośbą o ewentualne uwagi, autor nie nadesłał uwag]
[2 autor tego tekstu, od początku swojej pracy naukowo-dydaktycznej publikuje bezpłatnie swój dorobek naukowy i metodyczny (ewentualne opłaty pobiera wydawca publikacji naukowych), wszelkie komercyjne opracowania eksperckie i projekty systemów, przekazuje wraz prawami majątkowymi sponsorom, czyli swoim klientom]