Równo dwa lata temu, w artykule W strefie parkowania mandat się opłaca, napisałem że tworzenie prawa wymaga jednak większych kompetencji, niż tylko wymyślanie doraźnych nakazów, zakazów lub ich modyfikowanie czy wręcz usuwanie. To “sterowanie” krajem podobne do łatania dziur w statku, który z czasem (system prawny) staje się jedną wielką lepianką, bo po pierwotnym kadłubie nie wiele zostało, i tylko przypadek zdecyduje o tym kiedy utonie (lub, z nadzieją myślę, tylko osiądzie na mieliźnie ;)).
Cztery lata temu pisałem czym są reguły biznesowe. A czym jest prawo? Encyklopedia PWN podaje:
prawo: system ogólnych i abstrakcyjnych reguł zachowania (norm prawnych) związanych genetycznie i funkcjonalnie z działalnością państwa, którego funkcje i treść określa układ sił społecznych i stopień rozwoju cywilizacji.
Jest to system abstrakcyjnych reguł. System (w logice) to:
?całościowy i uporządkowany zespół zdań połączonych ze sobą stosunkami logicznego wynikania?
reguła to:
?zasada postępowania ustalona przez kogoś lub przyjęta na mocy zwyczaju?
W artykule o regułach biznesowych, cytowałem jedną z precyzyjniejszych definicji reguły (biznesowej lub prawnej):
reguła wyznacza granicę dla działań nieakceptowanych w danym obszarze lub środowisku
Problem polega więc na tym, by nie definiować niczego skończoną liczbą przykładów lub konkretnych metod postępowania (tak wygląda niestety wiele ustaw!), a budować zasady ogólne (na bazie przykładów budować takie ogólne zasady a testować je tymi przykładami). Prawo należy budować tak, by “droga ograniczona regułami” prowadziła do celu, a nie tak, by nakazywać lub zakazywać doraźnych zachowań, bo tych może być nieskończenie wiele, a osiągnięcie celu bardzo trudne lub nawet niemożliwe tą metodą.
Przykład radnych z Poznania (i ich totalnej niekompetencji w kwestii budowania prawa lokalnego) pokazuje typowe tego typu działanie: ktoś ustalił intuicyjnie jakąś kwotową wysokość mandatu za nieopłacone parkowanie, ale nie przetestował tego pomysłu, w efekcie okazało się, że najbardziej ekonomiczną metodą płacenia za parkowanie jest wykup najtańszego biletu i mandat za niedopłatę, z czego skrzętnie skorzystali nieuczciwi mieszkańcy. Tłumaczenie radnych, że “nie spodziewali się takiej nieuczciwości” jest wręcz infantylne… Pytanie brzmi, czy aby na pewno Radni, a nie właściwi eksperci, powinni tworzyć prawo (ale eksperci rzadko są politykami)? Jak widać, politycy absolutnie nie powinni tworzyć prawa, nie tylko dlatego, że nie mają o tym (z reguły) pojęcia, ale dlatego, że traktują (tworzą) prawo instrumentalnie, jako argument polityczny czy nawet element kampanii wyborczej (jedna właśnie w toku).
Mamy kolejny przykład:
I pomysł numer trzy, który sufluje środowiskom prawicowym Polska Izba Handlu: “Potrzebne jest sporządzanie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego – uwzględniających zrównoważony rozwój wszystkich formatów handlu – oraz niezbędne jest przeprowadzanie analiz wpływu nowo powstałych i planowanych podmiotów handlu na rynek lokalny”.
– Jeżeli obecnie nie zatroszczymy się o formę polskiego handlu, postawimy wkrótce nas samych i przyszłe pokolenia w sytuacji braku możliwości dokonywania swobodnych wyborów konsumenckich – podkreśla Nowakowski. (Rozwiewamy mity o sieciach handlowych, czyli szorstka przyjaźń z dyskontem).
I moje pytanie brzmi: jaki jest cel? Zaszkodzić wybranym sieciom handlowym, stworzyć nieuczciwe na rynku, preferencje dla małych podmiotów skupionych w Izbie (lobbing!) czy szeroko pojęty interes obywatela (czyli i mój i Twój)? A czym jest lobbing (znowu słownik j.polskiego PWN):
lobbing ?wywieranie wpływu na organy władzy państwowej w interesie określonych grup politycznych, gospodarczych lub społecznych?
W zasadzie, w moich oczach, już ta definicja powinna być powodem delegalizacji lobbingu. Ale idźmy dalej.
Jak sobie wyobrażam “zapanowanie” nad handlem, pracą w niedzielę czy odbudowaniem sklepów osiedlowych (czytaj małych lokalnych sklepów)? Przede wszystkim pytanie brzmi: z czym tak na prawdę chcemy walczyć? Jaki efekt chcemy uzyskać (bo pytanie “czego na dziś zakazać” jest złym pytaniem)? Nie jest moim celem pisanie tu treści ustawy, chcę wskazać lepszą moim zdaniem metodę.
W moich oczach celem powinien być “obywatel”, czyli ten kogo generalnie prawo powinno chronić, nie zapominajmy, że zarówno pracownik sklepu jak i jego właściciel to także “obywatele”, więc żaden nie powinien być także dyskryminowany “przepisem”. Ochrona jednych poprzez dyskryminację innych, to chyba najgorszy pomysł na tworzenie prawa! Reguły powinny być abstrakcyjne, nie powinny więc odnosić się do konkretnych grup społecznych czy zawodów. Gdybym miał zająć się się tym problemem, zaczął bym od zdefiniowania celu, którym nie powinien być jakikolwiek protekcjonizm. Moim zdaniem warto chronić ludzi przez manipulacją a ich środowisko przed degradacją. O manipulacji można mówić np. w stwarzaniu warunków do nieprzemyślanych, emocjonalnych zakupów. Tu zapewne potrzebna była by ekspertyza specjalistów z zakresu psychologii, ale na mój stan wiedzy (niestety z uwagi na rodzaj pracy muszę uczyć się reagować na próby manipulacji :)), wyeliminowanie np. “efektu owczego pędu” (pewnie kilka innych także), a także ochrona środowiska i przestrzeni publicznej (wielkie parkingi, korki z tytułu dużych skupisk ludzi na małej powierzchni, itp.) dała by w efekcie określenie maksymalnej powierzchni handlowej jednego sklepu w obszarze zabudowanym (obszarze miasta itp… do analizy). Tego typu podejście było by sprawiedliwe bo nie będzie lepszych i gorszych (interesy wielkich korporacji mnie nie interesują). Argumenty podatkowe sieci handlowych są raczej kłamliwe, gdyż ich pracownicy zostali by pewnie zatrudnieni w sklepach, które powstaną (lub nie zbankrutują) więc podatki od ich wynagrodzeń do kasy fiskusa będą. Znikną korki do centrów handlowych w obszarze miasta (niektórą się niemalże w centrach miast). Kuriozalny dla odmiany wydaje mi się trend zakazu handlu w dni wolne od pracy. Nie mam pojęcia czemu ma służyć, poza próbą ingerencji w sferę życia prywatnego ludzi, którzy powinni jednak sami o sobie decydować. Ludzi chronił bym przez manipulacją a nie spisywał reguły wg. których powinni żyć. Obywatel ma prawo żyć jak chce byle nie łamał prawa (pamiętamy: reguły – prawo – definiują granicę dla zachowań społecznie nieakceptowalnych, a nie “nakazują jak żyć”). Poniżej wartościowy w moich oczach wniosek w artykule o innych regulacjach:
Wyzwaniem jest tworzenie prawa, które będzie stymulowało rozwój, np. ułatwiało współpracę między administracją a biznesem czy organizacjami pozarządowymi przy rozmaitych projektach społecznych i gospodarczych. To jednak zadanie, do którego potrzeba znacznie więcej niż ?pozytywnej szajby? czy umiejętności obsługi klawisza ?Delete?.
*dr Dawid Sześciło ? pracownik naukowy Zakładu Nauki Administracji, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego (Bilans wielkiego deregulatora ? Dawid Sześciło ? Instytut Obywatelski).
Na zakończenie mogę powiedzieć, że dokładnie takie same błędy widzę w projektach informatycznych. Wymagania są definiowane jako dziesiątki i setki “spotkanych w życiu przykładów i doświadczeń”. Lista wymagań, powstała jako efekt wywiadów, prototypów, sesji burz mózgów, bardzo często wygląda jak taki właśnie okręt, którego poszycie składa się w 100% z chaotycznie przybitych łat. To jak by wymagania na okręt spisywali marynarze, kierując się najlepszą swoją wiedzą z rejsów, które odbyli, dodatkowo lobbujący – każdy z nich – na rzecz swojej kajuty i wyposażenia. Czy nie prościej jest jednak sprecyzować cel, potraktować okręt jako środek służący jego osiągnięciu, i zlecić jego zaprojektowanie przed wykonaniem? Nie zapominajmy, że okręt to środek do osiągnięcia celu, marynarze to jego załoga – ta ma mieć wygodę, ale indywidualny, minimalny, wymagany dla wykonywanego zadania komfort, a nie pięciogwiazdkowy hotel.