Bardzo często spotykam się z dokumentami, w których – na modelach procesów biznesowych – pojawia się rola System (nie raz konkretne oprogramowanie). Dość dawno temu także robiłem “podejścia” do takiego postrzegania organizacji, jednak z każdym kolejnym projektem przekonywałem się, że to jednak złe podejście. Po pierwsze dlatego, że mieszanie mających swobodę podejmowania decyzji ludzi, jako wykonawców czynności, i deterministycznego oprogramowania, jako kolejnych wykonawców, szybko prowadź do sytuacji, w której tracimy zrozumienie działania np. firmy. Pracownicy mają pewien zakres swobody działania (każdy ma jakieś umiejętności, które są celem jego zatrudnienia) zaś oprogramowanie to tylko narzędzie bez tożsamości. Po drugie istota funkcjonowania ludzi i organizacji z nich złożonych, tkwi w osiąganiu celów a te maja ludzie, maszyna nie ma celu, maszyna da określony, przewidywalny w 100% wynik działania. Owszem, i człowiek i maszyna wymaga impulsu do działania, ale jednak człowiek mając cel, podejmuje decyzję, w odpowiedzi na bodziec maszyna wykonuje jedynie program (deterministyczny algorytm, maszyny nie podejmują decyzji a wykonują program).

Przykładem porażek ponoszonych z powodu uznania “oprogramowania” (w tym automatyzacji pewnych czynności) jako “wykonawcy” (roli), są wdrożenia systemów  obiegu dokumentów. Objawem porażki jest omijanie oprogramowania wszędzie tam, gdzie stanowi ono przeszkodę w pracy (pracownik dla zrealizowania swojego celu szuka innej drogi niż ta na jaką mu pozwala oprogramowanie, nie mam tu na myśli nadużyć), a będzie tak zawsze gdy tylko uznany, że deterministyczne oprogramowanie będzie pełniło rolę “pracownika” realizującego określony etap pracy w procesie biznesowym. Owszem bywają miejsca, gdzie konkretną umiejętność człowieka można zakwalifikować jako “automat”, jednak nadal to człowiek powinien tego automatu świadomie używać, a nie być przez niego zastąpionym. W przeciwnym wypadku szybko odkryjemy coś co nazywamy “bezdusznością” systemu. Przesłanka do porażki są tworzone dziesiątki diagramów opisujących  procesy ze szczegółowością sięgającą pojedynczych prostych czynności takich jak “podaj, przekaż, wstaw do pole, itp….).

Granicę pomiędzy świadomą pracą człowieka a ewentualnym jej automatyzowaniem wyznaczają procedury. Pisałem o tym niedawno dość dokładnie w artykule Sekwencje a procesy. Tu tylko przypomnę, że proces (także ten elementarny, niepodzielny na podprocesy) jest wykonywany przez człowieka wg. jego woli albo zgodnie z narzuconą mu procedurą. Owszem, cała ta procedura może być deterministyczna i dająca się zautomatyzować, ale to człowiek decyduje o jej użyciu (uruchomieniu). Innymi słowy, niezależnie od tego czy potrafimy “w głowie” wykonać każde z czterech działań podstawowych (dodawanie, odejmowanie, mnożenie, dzielenie) czy używamy kalkulatora nadal to “my” np. mnożymy liczby a nie “kalkulator” (sam z siebie).

Dobrze opisuje to [[prakseologia]]:

Analizując dostępną literaturę, etapy działania można sformułować w następującej postaci: Sprawca działania chcąc osiągnąć zamierzony uprzednio cel oraz pod wpływem impulsu dowolnego, działając w danym otoczeniu, za pomocą narzędzi i metod oddziaływuje na tworzywo, czego skutkiem jest powstanie wytworu. Sprawcą działania zawsze jest człowiek a impulsem dowolny motywator do działania. (Prakseologia ? Encyklopedia Zarządzania).

Powyższe to nic innego jak definicja procesu: sprawca to rola (wykonawca), impuls to zdarzenie inicjujące proces, otoczenie to wszelkie ograniczenia, narzędzia to między innymi oprogramowanie (automaty), tworzywo to stan wejścia (informacje wejściowe, przetwarzane), wytwór to cel pracy, produkt procesu. Sprawcą jest zawsze człowiek, który do działania zawsze wymaga bodźca i użyje – jeżeli ma takie – narzędzi (np. oprogramowania).

Tak więc to zawsze człowiek decyduje o tym, co zrobi w reakcji na określony bodziec, nawet jeżeli ta reakcja ma się sprowadzić do naciśnięcia jednego guzika inicjującego automatyczną pracę wielkiej maszyny.

Takie postrzeganie systemu, jakim jest każda organizacja (wraz z jej zasobami, w tym narzędziami, oprogramowaniem), prezentuje model MDA (www.omg.org/mda) dzieląc modele opisujące organizacje na modele CIM i PIM. Ten pierwszy to model organizacji niezależny od “systemów informatycznych” (Computing Independent), tu jest miejsce na zrozumienie istoty działania organizacji , a narzędzie jakich organizacja używa nie stanowią tej istoty. PIM to model narzędzia, logiki jego działania (algorytmy) a nie organizacji.

Tak więc modele procesów, w których pojawiają się tory reprezentujące jakiekolwiek oprogramowanie gwałcą tę podstawową zasadę: organizacja to celowe działanie ludzi, narzędzia im w tym tylko pomagają, narzędzia nie są istotą działania organizacji. Można to sprawdzić czymś co ja nazywam testem wyłączenia zasilania: czy wyłączenie automatów pozbawi organizację sensu jej istnienia? Jeżeli nie to znaczy, że automaty nie pełnią ról w procesach, a są jedynie narzędziami w rękach ludzi. Narzędzi nie umieszczamy więc w modelach procesów. Narzędzia modelujemy osobno jako “system” i jego przypadki użycia (użycia przez aktora, jakim tu jest człowiek).

Jarosław Żeliński

Jarosław Żeliński: autor, badacz i praktyk analizy systemowej organizacji: Od roku 1991 roku, nieprzerwanie, realizuje projekty z zakresu analiz i projektowania systemów, dla urzędów, firm i organizacji. Od 1998 roku prowadzi samodzielne studia i prace badawcze z obszaru analizy systemowej i modelowania (modele jako przedmiot badań: ORCID). Od 2005 roku, jako nieetatowy wykładowca akademicki, prowadzi wykłady i laboratoria (ontologie i modelowanie systemów informacyjnych, aktualnie w Wyższej Szkole Informatyki Stosowanej i Zarządzania pod auspicjami Polskiej Akademii Nauk w Warszawie.) Oświadczenia: moje badania i publikacje nie mają finansowania z zewnątrz, jako ich autor deklaruję brak konfliktu interesów. Prawa autorskie: Zgodnie z art. 25 ust. 1 pkt. 1) lit. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych zastrzegam, że dalsze rozpowszechnianie artykułów publikowanych w niniejszym serwisie jest zabronione bez indywidualnej zgody autora (patrz Polityki Strony).

Ten post ma 4 komentarzy

  1. polojan

    Panie Jarosławie,
    dlaczego akurat projekty wdrożenia obiegu dokumentów są aż tak napiętnowane ryzykiem popełnienia tak karygodnego błędu?

    Testy wyłączenia prądu czy automatów są uzasadnione w jakiś naukowy sposób?

    Moim zdaniem zastosował Pan zbytnie uogólnienie w tym przypadku. Istnieją bowiem dwie grupy procesów w tym kontekście.

    1) Procesy, które zawsze mają alternatywny sposób realizacji (workaround :)) – samochód też da się zastąpić rowerem, rower – podrożą pieszą itp…
    W tym przypadku proponowany przez Pana test “wyłączenia prądu” będzie skutkował:
    – powrotem do działania pierwotnego (przed wdrożeniem jakiegoś oprogramowania)
    – wyszukaniem sposobu działania umożliwiającego kontynuację działania przedsiębiorstwa

    W przypadku tej grupy procesów, nie upierałbym się przy wrzucaniu systemów jako role w procesie. Ale…

    2)W przypadku drugiej grupy procesów może to być już bardziej zasadne.
    Są to procesy (lub podprocesy), które zostały zastąpione w 100% i alternatywna ich obsługa będzie możliwa tylko w przypadku wystąpienia jakiegoś błędu.
    Przykładem takiego procesu jest zautomatyzowanie rejestracji dokumentów (wprowadzenie kanału mailowego, odcięcie całkowite możliwości wykorzystania papierowych dokumentów). Test odłączenia prądu odetnie organizację od świata zewnętrznego. Wyobrażam sobie wiele biznesów opierających się w większości o chmury, usługi, których wycięcie sprowadzi ten akurat biznes do poziomu średniowiecznego.

    Co z OCR (lub ICR), czy to nie jest wykonywanie jakiegoś zadania przez system?

    Jeżeli klient życzy sobie przedstawienia różnic AS-IS vs TO-BE to wrzucenie systemu odpowiedzialnego za czynności OCR (ICR) są jak najbardziej zasadne.

    1. Jaroslaw Zelinski

      Wdrożenia systemów obiegu dokumentów notują największy odsetek porażek w porównaniu z ERP i CRM (niestety nie pamiętam, kto i na której konferencji to pokazywał).

      Testy “wyłączenia prądu” są metaforą kluczowej zasady zarzadzania: osobno opisujemy “co” i osobno “jak/czym” to będziemy robić. Uogólniając, w kwestii “naukowości” dotyczy to oddzielenia strategii od taktyki działania, narzędzia to taktyka (bardziej “naukowo”: taktyka to konkretna implementacji strategii”). Analogiczne różnice są pomiędzy polityką a regułami biznesowymi, te drugie są implementacją pierwszej. Prosty przykład: proces sprzedaży, w tym wystawienie faktury VAT, absolutnie nie zależy od tego jakim aktualnie narzędziem pomagamy sobie w wystawianiu faktury: produktem jest faktura a wejściem zamówienie.

      Większość nieporozumień powstaje dlatego, że mylony jest często proces z procedurą czy instrukcja stanowiskową: proces wysłania dokumentu do kontrahenta jest niezmiennie przemieszczeniem dokumentu, procedurą może być szczegółowość obsługi faksu mechanicznego, komputerowego czy skorzystanie z usług kuriera itp..

      Pana punkt 1. tu procesem (zmianą wprowadzoną określonym działaniem) jest przemieszczenie się z miejsca w miejsce, to czy będzie to rower czy samochodów to alternatywna implementacja (narzędzie).
      Pana punkt 2. odłączenie prądu spowoduje zmuszenie do przemyślenia i nazwania procesu “przyjmowanie dokumentów” a mail to tylko przyjęta metoda, tu błędem było nazwanie procesu biznesowego “odbierani maili” zamiast nazwanie go “tym czym jest” czyli “przyjmowanie korespondencji”.

      OCR to nie proces biznesowy tylko technologia realizacji procesu “odtworzenia treści tekstu z pliku graficznego” (np. skanowanego dokumentu). Wyłączenie prądu zmusi nas do ręcznej pracy ale nie “wyłączy” procesu. Takie “zabawy” myślowe są szczególnie przydatne przy projektach “zarządzania ciągłością działania”, które zmuszają do oddzielenia istoty działania a od wykorzystywanego narzędzia.

      Kolejny mit to procesy as-is i to-be, poza ekstremalnymi przypadkami rewolucji, as-is i to-be mogą dotyczyć nowej procedury ale nie procesu biznesowego, bo firma raczej rzadko zmienia cel działania, zmienia nie raz sposób działania, a procesy biznesowe (zwane także w literaturze naukowej “wewnętrznym łańcuchem wartości”, polecam M.E.Porter) to wyłącznie opis etapów pracy i ich celów (produktów).

      Polecam np. tę stronę: BPTrends a tam Manifest.

      Moim zdaniem wiele nieporozumień powstaje tu dlatego, że modele procesów biznesowych, które powinny zawierać wyłącznie “czynność oraz jej wejście i wyjście”, często są “przeciążane” obrazkowymi wersjami procedur, scenariuszy, instrukcji stanowiskowych, nawet zakresem obowiązków itp. (nie modeluje się umiejętności wykonawcy, powołujemy się na nie).

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.