Wstęp

Analizy systemowe jako narzędzia decyzyjne, są wykorzystywane do rozwiązywania problemów społecznych, ekonomicznych i wielu innych, ich celem jest wyjaśnianie i opisywanie mechanizmów funkcjonowania wyjaśniających zachowanie badanego systemu. Podstawowymi narzędziami ogólnej analizy systemowej są analizy pojęciowe i modelowanie. Analiza systemowa to nauka interdyscyplinarna, tu została wykorzystana w celu wyjaśnienia różnicy wynagrodzeń w różnych Państwach.

Lektura wpisów na stronach lobbystów WEI (Warsaw Enterprise Institute) i CAS (Centrum im. Adama Smitha) stanowi dla mnie często materiał badawczy. Tym razem moje zainteresowanie wzbudził felieton Pana prof. Roberta Gwiazdowskiego  (doktor habilitowany nauk prawnych, wykładowca Uczelni Łazarskiego), zaczynający się od słów:

Zacząć muszę dziś od pochwał. Dla siebie samego. Moja cierpliwość do bojowników o równość i sprawiedliwość społeczną kiedyś spowoduje, że anioły mnie żywego do niebios poniosą.Czytam kierowane do siebie pytanie: dlaczego pensje przeciętnego Polaka nie mogą być na poziomie przeciętnego Niemca? (źr.: Skąd się biorą wysokie pensje – WEI). 

Zanim jednak odniosę się do treści ww. felietonu, jako wprowadzenie krótka analiza systemowa tego obszaru ekonomii, który przywołuje Pan Gwiazdowski.

Wynagrodzenie a praca

Podstawowymi pojęciami w ekonomii są pojęcia wymiany i kosztu. 1 . Popatrzmy na systemowe podejście do analizy pracy i wynagrodzenia za nią (wynagrodzenia z perspektywy ich minimalnych i maksymalnych poziomów oraz ich rozwarstwienia opisałem w artykule Systemowe podstawy oceny wynagrodzeń i podatków w ekonomii).

Najprostszą formą wymiany na rynku jest praca w zamian za utrzymanie. Innymi słowy: aby ktoś (pracobiorca, pracownik) wykonywał dla nas (pracodawca) pracę, przekazując nam jej efekty, musimy go w zamian utrzymywać czyli dać mu “wikt i opierunek” oraz zapewnić pewien minimalny poziom regeneracji w przerwach od pracy i warunki utrzymania zdolności do pracy, lub wypłacić ekwiwalent w postaci środków płatniczych (jest to tak zwane minimum socjalne, poniżej tego progu byłby to wyzysk lub niewolnictwo). Aby nie komplikować tych rozważań, abstrahujemy od rodzajów prac wnoszących dodatkową wartość dodaną.

Poniższy diagram obrazuje sytuację, w której mamy dwóch pracowników i tę samą pracę do wykonania.

Dwóch pracowników wykonuje identyczną pracę na zasadach jak wyżej, w związku z tym, otrzymują identyczne wynagrodzenie w postaci utrzymania. Jeżeli utrzymanie zostałoby im zamienione na ekwiwalent w pieniądzu, otrzymaliby wynagrodzenie w określonej walucie, stanowiące równowartość (ekwiwalent) kosztów utrzymania i regeneracji. Oczywistym jest, że to wynagrodzenie, w określonej walucie, jako ekwiwalent,  pozwala nabyć dobra stanowiące opisany wikt i opiekunek i pozwolić na regenerację sił. Była by to pensja tych pracowników. Skoro to ekwiwalent, była by identyczna dla obu, bo obaj wykonują identyczna pracę.

Na diagramie powyżej, patrząc od dołu, mamy: symbol pracownika reprezentujący określoną pracę wykonaną, nad nim symbol wynagrodzenia w naturze czyli ów wikt i opierunek  oraz czas i środki na regenerację, dalej odpowiadającą temu wartość wyrażoną (wypłaconą) w pieniądzu (jakaś określona waluta), i na samym wierzchu dobra, które można nabyć za pieniądze stanowiące to wynagrodzenie (w określonej lokalnej walucie). Zakładając, że pieniądz to ekwiwalent wartości dóbr wymienianych (nabywanych i sprzedawanych), wynagrodzenie w naturze jest tożsame z produktami nabywanymi za to wynagrodzenie.

Na diagramie  przedstawiono dwa pionowe łańcuchy wartości, dla dwóch pracowników (i ich wynagrodzeń) A i B. Gdyby obaj ci pracownicy pracowali w tym samym kraju, to obracali by tą samą walutą i na każdym poziomie mielibyśmy ekwiwalentność wynagrodzeń bez względu na ich formą (pieniądze lub w naturze).

Co się stanie, jeżeli obaj będą żyli na obszarze dwóch różnych państw obracających różnymi walutami? Otóż kursy walut to skutek spekulacji na walutach (wystarczy śledzić kursy walut na giełdach by to dostrzec), w efekcie ceny takich samych produktów już nie są ekwiwalentne, jeżeli tylko kurs waluty stanie się przedmiotem spekulacji na rynku (a tak teraz jest), wartość towaru wyrażona w pieniądzu w jednym kraju, nie będzie ekwiwalentem wartości analogicznego towaru w kraju drugim. Skoro zaś wynagrodzenia są wypłacane nie w naturze a w określonej walucie, to stają się one nieekwiwalentne w relacji między tymi dwoma państwami. Innymi słowy: ta sama praca będzie w naturze warta tyle samo w obu krajach: wikt i opierunek. Jednak za wynagrodzenie w kraju A możemy nie pokryć kosztów utrzymania w kraju B z uwagi na sztuczne różnice kursowe, czyli ekwiwalentność wartości produktów jest ale ich cen (ta sama wartość wyrażona w pieniądzu) już nie. Innymi słowy: w dwóch różnych krajach za tę sama pracę pracę dostaniemy od pracodawcy identyczny posiłek, jednak nie jest prawdą, że wartość posiłku wyrażona w walucie w kraju A pokryje koszt identycznego posiłku w walucie kraju B.

Szary obszar na powyższym diagramie reprezentuje granicę Państw, co w efekcie oznacza, że nie jest możliwa wymiana pracy w naturze, możliwe jest wyłącznie korzystanie z waluty i kursu wymiany, który od lat nie stanowi już żadnego tak zwanego parytetu, jest sztucznym spekulacyjnym kursem przeliczenia.

W efekcie to, że w kraju A ktoś zarabia kwotowo więcej niż w kraju B, oznacza tylko i wyłączne to, że kurs waluty jest wysoki w kraju A. Doprowadzenie to stanu, w którym sam pieniądz stał się towarem, spowodowało to, że cena pieniądza podlega prawu popytu i podaży (a nie powinna, jeżeli pieniądz miałby parytet w naturze jak to było pierwotnie) czyli jest popyt na daną walutę to jej wartość rośnie, co nie ma nic wspólnego ze wzrostem wartości (przydatności) towaru jaki można za nią kupić. W krajach ekonomicznie słabszych popyt na walutę krajów silniejszych gospodarczo jest wyższy, co prowadzi do wzrostu kursu waluty krajów silniejszych w krajach słabszych (co widać na giełdach). W efekcie obserwujemy zjawisko “wyższych zarobków” w krajach ekonomicznie silniejszych, i nie jest to efektem wyższej wydajności pracy w tych krajach (tacy sami ludzie, taka sama praca), jest to skutkiem urynkowienia pieniądza jako towaru.

Z tego powodu np. obecnie Niemcy zarabiają więcej niż Polacy, ale tylko w walucie, bo kasjerka w Lidlu w Niemczech wykonuje tę samą pracę i je tyle samo co kasjerka w Lidlu w Polsce (jest to pewne uproszczenie ale nie ma ono wpływu na opisane zjawisko). Ta krótka analiza to także mój malutki głos w kwestii wejścia Polski do strefy Euro, nie jest to proste z punktu widzenia okresu przejściowego dla gospodarki, ale docelowo ma głęboki sens bo wyrówna nierówności np. wynagrodzenia.

Co pisze Pan prof. Gwiazdowski?

Chleb w Polsce kosztuje ok. 2,6 zł a w Niemczech ok. 5,6 zł, jest to ten sam chleb. (http://www.cenynaswiecie.pl/cena-chleba-w-polsce,250,1/) co stanowi prawie dwukrotna różnicę, jednak kasjerka w Polsce i w Niemczech je tyle samo kanapek na śniadanie, czyli jako pracownik kosztuje tyle samo. Pan Gwiazdowski pisze:

Bo wskaźnik aktywności zawodowej w Polsce wynosi około 70%, a w Niemczech około 80%. Bo wydajność pracy przypadająca na jedną godzinę pracy jednego zatrudnionego wynosi w Polsce około 15 euro, a w Niemczech około 45 euro. Bo PKB per capita wynosi w Niemczech około 40 tys. euro, a w Polsce 12 tys. euro.

Czym jest wskaźnik aktywności zawodowej? Ano jest to:

Procentowy udział aktywnych zawodowo (czyli osób pracujących lub niepracujących a zainteresowanych podjęciem pracy – bezrobotnych) w ogólnej liczbie ludności danej kategorii wyróżnianej ze względu na wiek, poziom wykształcenia, stan cywilny itp. Najczęściej i zgodnie z BAEL (Badaniem Aktywności Ekonomicznej Ludności) współczynnik aktywności zawodowej wstępuje jako udział pracujących w ogólnej liczbie ludności w wieku 15 lat i więcej. Podstawowa miara rynku pracy. (źr. współczynnik aktywności zawodowej ludności – Rynek Pracy)

Wskaźnik ten nijak się ma do pracy wykonywanej i jej wartości. Wartość tej samej pracy w Polsce i w Niemczech wyrażony w EUR, nie ma żadnego sensu z powodów wyżej opisanych, podobnie jak PKB (ten wskaźnik także nijak się ma do wartości miski zupy).

Pan Gwiazdowski pisze dalej:

I dlatego kasjerka w Lidlu w Warszawie, choć nie pracuje mniej wydajnie od kasjerki w Lidlu w Berlinie mniej od niej zarabia. Bo w Lidlu w Berlinie robią zakupy pracownicy firmy Bayer, która produkuje między innymi innowacyjne lekarstwa sprzedawane drogo na całym świecie, więc jej pracownicy zarabiają więcej, niż pracownicy Polfarmy w Warszawie i mogą zapłacić więcej za pracę kasjerek w Lidlu, które sprzedają im piwo.

Czym przyznaje mi rację, gdy pisze o kasjerce w Lidlu, ale potem pisze, że robią tam zakupy pracownicy jakiejś firmy, robią jednak te zakupy w swojej lokalnej walucie a nie w złotówkach. Co ciekawe, tak się składa, że tabletki firmy BAYER w Niemczech, w Polsce, na świecie, służą nam wszystkim do tego samego, ich wartość użytkowa jest taka sama. Skąd tak różne liczby? Pan Gwiazdowski skrzętnie pomija zjawisko, które opisałem na początku.

Kto tu ma rację? Każdy kto był w strefie EUR, wie że różnice cen w tej strefie, między krajami, są raczej kosmetyczne (nie większe niż te pomiędzy cenami piwa czy kawy w Warszawie i np. Lublinie), właśnie dlatego, że nie występuje mechanizm spekulacyjnej wymiany walut: Europa ma tylko jedną wspólną walutę. Wielka Brytania się broni się przed EUR bo ich waluta na rynku walut ma większą wartość niż EUR (analogicznie Frank Szwajcarii) dlatego dla mieszkańca strefy EUR Wielka Brytania i Szwajcaria to drogie kraje, tak jak dla nas droga jest Unia (ale te kraje dobrze na tym wychodzą i dlatego bronią się przed Euro, taka mała forma egoizmu 🙂 ).

Jeżeli wynagrodzenia są wypłacane w lokalnych walutach, to różnice wynagrodzeń pomiędzy państwami mają identyczny charakter jak różnice kursów walut i cen chleba: są efektem spekulacji kursami walut.  To dlatego opłaci się produkować np. w Polsce a sprzedawać w Niemczech. Brak ceł powoduje, że kraje o niższym kursie waluty są drenowane przez kraje o wyższym kursie z uwagi na koszty pracy, w efekcie ta różnica kursów się utrzymuje. Brak ceł nie ma znaczenia w strefie EUR, brak ceł poza nią niestety szkodzi państwom o słabszej walucie.

Wnioski

Badając system wartości dóbr i kursów walut, nie widzę innej przyczyny różnic wynagrodzeń niż spekulacja walutami na rynkach międzynarodowych (ten fakt potwierdzi każdy nasz emigrant np. na wyspy brytyjskie). Co najwyżej mogę dodać, że z powodów prawnych (prawo pracy) marże w Polsce są wyższe z powodu zaniżanych wynagrodzeń.

Proszę zwrócić uwagę, że odejście od wynagrodzenia w naturze powoduje “mentalne” oddzielenie wartości pracy od jej kosztu wyrażonego w pieniądzu (bez tego nikt nie pracował by poniżej minimum socjalnego, bo by po prostu nie przeżył zbyt długo). Na diagramie powyżej, są dwie poziome linie przerywane, pokazujące granice oderwania parytetu wartości pracy od jej kosztu wyrażanego w walucie (w pieniądzu). W efekcie pracobiorca, negocjując  z pracodawcą wynagrodzenie, negocjuje zupełnie abstrakcyjną, oderwaną od rzeczywistości kwotę, która nie jest parytetem pracy a suchą liczbą, jak każda inna. Wyrażanie wynagrodzenie w pieniądzu i urynkowienie wysokości płacy, spowodowało zerwanie więzi między pracą (jej efektem, produktem) a kosztami utrzymania wykonującego pracę. To kluczowa cecha tak zwanego kapitalizmu i liberalizmu rynkowego: zerwanie parytetu pracy i płacy i uczynienie z pracy produktu na giełdzie, zaś z pieniądza towaru rynkowego.

Pan prof. Gwiazdowski pisze:

Dzięki wiedzy, innowacyjności i dobrej organizacji wielu Niemców zarabia dużo, bo fabryki w których pracują zarabiają dużo. Jeśli kasjerka w Lidlu w Warszawie ma zarabiać tyle co w Berlinie, to cała polska gospodarka musi działać jak niemiecka. Ustawą Suweren tego nie zmieni. Dziękuję za uwagę.

Niestety sam fakt, że w zakładach Bayera (w Lidlu też) pracują Ci sami Polacy co w Polsce (bo wielu tam wyemigrowało), a w Polskich zakładach są wykorzystywane maszyny (technologie) kupowane np. w tychże Niemczech, pozwala mi stwierdzić, że nie jest prawdą, że polska gospodarka (rozumiana jako jej zaawansowanie techniczne) jest inna niż niemiecka, jest inaczej zarządzana i inaczej (mniej niż w Niemczech) regulowana i tu upatruję przyczyn różnic.

__________________
  1. 1.

Jarosław Żeliński

Jarosław Żeliński: autor, badacz i praktyk analizy systemowej organizacji: Od roku 1991 roku, nieprzerwanie, realizuje projekty z zakresu analiz i projektowania systemów, dla urzędów, firm i organizacji. Od 1998 roku prowadzi samodzielne studia i prace badawcze z obszaru analizy systemowej i modelowania (modele jako przedmiot badań: ORCID). Od 2005 roku, jako nieetatowy wykładowca akademicki, prowadzi wykłady i laboratoria (ontologie i modelowanie systemów informacyjnych, aktualnie w Wyższej Szkole Informatyki Stosowanej i Zarządzania pod auspicjami Polskiej Akademii Nauk w Warszawie.) Oświadczenia: moje badania i publikacje nie mają finansowania z zewnątrz, jako ich autor deklaruję brak konfliktu interesów. Prawa autorskie: Zgodnie z art. 25 ust. 1 pkt. 1) lit. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych zastrzegam, że dalsze rozpowszechnianie artykułów publikowanych w niniejszym serwisie jest zabronione bez indywidualnej zgody autora (patrz Polityki Strony).

Ten post ma 5 komentarzy

  1. MikeR

    Kursy walut efektem spekulacji? Kursy walut są przede wszsytkim efektem kilku czynników, m.in.: tempa wzrostu PKB, inflacji, stóp procentowych, zadlużenia, róznicy pomiędzy importem a eksportem, a także czynników ad hoc (vide wczorajsze sankcje nałożone na Rosję przez USA i spadek kursu rubla). To prędzej spekulacja jest efektem istnienia tych czynników, anżeli kurs efektem samej spekulacji. Spekulacja w tym wypadku to co najwyżej sprzężenie zwrotne. Dobrym przykładem są waluty carry trade.

    1. Jaroslaw Zelinski

      Kurs waluty jest ustalany w warunkach giełdy, podobnie jak kursy akcji. Wartość giełdowa spółki nie wiele ma wspólnego z wartością księgową, podobnie jak to, że minimalne wynagrodzenie w walucie kraju A niewiele ma wspólnego z kosztem utrzymania w kraju B. Sam fakt, że spadek kursu dolara w ciągu doby nie powoduje zniknięcia części kanapki z mojego talerza pokazuje, że kursy walut są oderwane od parytetu wyrażanego w jakichkolwiek dobrach materialnych. Nie mylmy giełdowej wartości uncji złota wyrażonej w pieniądzu (danej walucie) z niezmienną w czasie masą tejże uncji złota.

      Gdybym był wynagradzany w naturze, wynagrodzenie za tę sama pracę było identyczne w Polsce i Anglii: ta sama porcja jedzenia i to samo łóżko. Różnice w tych wynagrodzeniach, po przeliczeniu wg. kursu dnia (albo roku), są wynikiem wyłączenie tego, że istnieje coś takiego jak przelicznik (kurs) waluty A na B.

      Proszę zwrócić uwagę na to, że w czasach gdy nie było pojęcia waluty i kursu walut, postawienie piramidy, zamku czy katedry kosztowało zawsze tyle samo: wyżywienie stosownej liczby robotników i ewentualnie ich rodzin. Region świata nie miał żadnego znaczenia, bo ludzie jedzą i śpią tak samo. Gdyby polski emigrant na wyspy brytyjskie przesyłał rodzinie nie funty a np. konserwy, to emigracja zarobkowa była by pozbawiona sensu…

  2. MikeR

    Dlaczego wynagrodzenie w naturze za tę samą pracę miałoby być takie same w dwóch różnych krajach gdzie są chociażby różne warunki klimatyczne o gospodarczych i demograficznych nie wspominając?

    Dlaczego wybudowanie zamku w słonecznej Italii miałoby kosztować tyle samo co w mroźnej Skandynawii?

    Dlaczego emigracja zarobkowa byłaby pozbawiona sensu gdyby emigrant za tę sama pracę mógł otrzymać w UK 2 lub 3 razy więcej konserw niż w Polsce?

    1. Jaroslaw Zelinski

      Warunki klimatyczne to szczegół do pominięcia, możemy to wynagrodzenie wyrazić w kaloriach dla wygody i wtedy zamek w Skandynawii będzie faktycznie troszkę droższy. Co do tego ile dają konserw za pracę, to 2500 kcal w UK i w Polsce to to samo. Zwracam uwagę, że koszt budowy zamku to utrzymanie robotnika przy życiu, nikt z nim nie negocjował ile i co będzie jadł…

  3. Michał Stachura

    Pan Gwiazdowski widzę osiąga wyżyny manipulacji albo… sam nie wie o czym pisze.
    Uzasadnianie wysokości pensji wydajnością pracy na godzinę w Polsce i w Niemczech pominę może milczeniem. Wyobrażam sobie te niemieckie kasjerki w Lidlu obsługujące klientów 3 razy szybciej… i dlatego pomijam i przemilczam.

    Niewątpliwie pan Gwiazdowski ma dużą wiedzę i sprawnie ją używa w celach lobbowania postaw korzystnych dla pracodawców. Winna słabej sytuacji pracownika w Polsce pozostaje nieokreślona bliżej gospodarka, która nie jest tak dobra jak Niemiecka. Pytanie kiedy będzie dobra to już pewnie pan Gwiazdowski będzie informował w kolejnych artykułach. Kto wie może doczekamy się kolejnego procesu “dochodzenia” do czegoś. Kaczyński dochodzi do Prawdy, pan Gwiazdowski zacznie dochodzić do niemieckiej gospodarki.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.