Prawo autorskie na rynku budzi nie mało emocji. Jest także powszechnie źle rozumiane i źle interperetowane. Jako “towar” wymaga specyficznego podejscia. Artykuł ten to moja odpowiedź na pytanie zadane mi podczas jednej z burzliwych dyskusji o prawie autorskim w jakiej brałem udział. Moim zdaniem rynek utworów oraz prawo autorskie jest nadal bardzo niezrozumiałe.

[Pytający] Załóżmy ze mam ok. 100 lat (niewiele już mi brakuje). w latach 30 zakupiłem płytę gramofonową z pewnymi utworami. W latach 50 kupiłem ją po raz drugi w innym standardzie, winylowym zaś w latach 70 odkupiłem te same utwory w następnym standardzie. W latach 80 kupiłem to samo na kasecie magnetofonowej a w latach 90 kupiłem na CD zaś dwa lata temu kupiłem je na DVD.

Pytania: 1. Ile razy zapłaciłem za prawa autorskie i czy te pieniądze dotarły do twórcy/spadkobierców. 2. Dlaczego zapłaciłem tyle razy za to samo, mimo że kupowałem na własny użytek (nikt poza mną nie słucha takich staroci). Czy DRM (Digital Right Management, system kodowego zabezpieczenia danych w postaci cyfrowej przez nielegalnym użyciem, mój przypis) przewidzi rabaty na moje zakupy tego samego w kolejnych technikach zapisu. Jestem pewien że nie. Nie przewidzi też praw moich spadkobierców do słuchania utworów z moich płyt, których już nie da się już na niczym odtworzyć. Tak więc DRM to prawa chroniące przywileje wytwórców (nawet nie twórców). Ekonomicznie najlepiej żeby każdy klient kupował te same utwory wielokrotnie.

[Jarek Żeliński] Od drugiego razu począwszy, mógł Pan w ramach dozwolonego użytku sam sobie zrobić kopię na nowszym nośniku, jeżeli Pan tego nie zrobił to albo było to (wykonanie kopii na własny koszt) droższe od kupna tego samego na nowym nośniku albo się Panu nie chciało i też jest to wytłumaczenie. Na rynku, dla Pana, jest to muzyka na jakimś nośniku, kupuje Pan albo nie. Ponowne nagranie jednej sztuki płyty na winyl nie miało wtedy żadnego sensu bo taniej było kupić tę samą muzykę jeszcze raz. Mając płytę winylową mógł Pan sobie już jednak małym kosztem przegrać na kasetę. Obecnie za grosze może Pan zrobić kopię na CD czy DVD.

Pana pytanie o to ile razy i czy w ogóle twórca dostał pieniądze jest dla mnie niezrozumiałe: to są sprawy pomiędzy twórcą (jego spadkobiercami) a dystrybutorem, Pan nie jest tu stroną. Nie rozumiem na jakiej podstawie, jako nabywca, chce Pan kontrolować łańcuch dystrybucji i jego koszty (prowizje pośredników i wynagrodzenie dla autora)? Równie dobrze może Pan iść do sklepu AGD i zapytać ile pieniędzy po drodze dostaje hurtownia i ile dociera do producenta i autora projektu obudowy. Pan jest stroną tylko na rynku detalicznym.

Cena płyty tak na prawdę jest efektem wartości jaką ma ona dla nabywcy. Wszelkie rozliczenia w łańcuchu dystrybucji to problem jego uczestników. Jeżeli coś się nie spodoba np. twórcy to i tak Pan nigdy nie będzie stroną w takim sporze.

[Pytający] Takie było życie do tej pory, takie będzie i dalej. Pytanie czy to podejście jest kulturotwórcze. Kultura to dla mnie ciągłość i nawiązanie. Tymczasem kto kontroluje przeszłość (w moich prywatnych archiwach) – kontroluje też teraźniejszość (i chyba przyszłość). Jeśli odbiorcy tracą ciągłość nawiązań kulturowych to chyba stają się bardziej ograniczeni?

[Jarek Żeliński] Nie bardzo rozumiem ten wątek z kontrolą. Niezależnie od tego jak zostanie rozwiązany problem bibliotek, stacji radiowych i telewizyjnych (dostęp do kultury raczej nie zniknie), zakup płyty ma podstawową wartość rynkową: może Pan słuchać muzyki bez potrzeby wybierania się na koncert. Proszę zwrócić uwagę na to, że płyta jest elementem łańcucha dystrybucji produktu jakim jest utwór muzyczny ( a konkretnie możliwość jego odsłuchu) pomiędzy jej twórcą a Panem. Odnosi Pan korzyść mogąc posłuchać cudzej muzyki (w tym nieżyjącego już wykonawcy) w domu na kanapie i Pan za to głównie płaci a nie za krążek z plastyku, który kosztuje grosze. Gdyby nie było płyt nie było by muzyki poza koncertami i radiem czy TV. Płacąc np. 60zł za płytę tak na prawdę niczego Pan nie kupuje w sensie “towaru na własność” (co niektórym się wydaje), a płaci Pan za możliwość posłuchania tego np. w domu o dowolnej porze, i tylko dlatego, że twórca tej muzyki zgodził się na to (inaczej nie nagrał by tej płyty).

Jarosław Żeliński

Jarosław Żeliński: autor, badacz i praktyk analizy systemowej organizacji: Od roku 1991 roku, nieprzerwanie, realizuje projekty z zakresu analiz i projektowania systemów, dla urzędów, firm i organizacji. Od 1998 roku prowadzi samodzielne studia i prace badawcze z obszaru analizy systemowej i modelowania (modele jako przedmiot badań: ORCID). Od 2005 roku, jako nieetatowy wykładowca akademicki, prowadzi wykłady i laboratoria (ontologie i modelowanie systemów informacyjnych, aktualnie w Wyższej Szkole Informatyki Stosowanej i Zarządzania pod auspicjami Polskiej Akademii Nauk w Warszawie.) Oświadczenia: moje badania i publikacje nie mają finansowania z zewnątrz, jako ich autor deklaruję brak konfliktu interesów. Prawa autorskie: Zgodnie z art. 25 ust. 1 pkt. 1) lit. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych zastrzegam, że dalsze rozpowszechnianie artykułów publikowanych w niniejszym serwisie jest zabronione bez indywidualnej zgody autora (patrz Polityki Strony).