Bardzo często spotykam się z pytaniem czy warto instalować „coś” na Linux’ie w firmie. Opinie są bardzo różne, najczęściej skrajnie różnią się opinie producentów komercyjnych systemów i tych użytkowników, którzy „odważyli” się użyć darmowej platformy. Skąd takie różnice?
Źródło w biznesie a nie w informatyce
Otóż okazuje się, że tam gdzie decydujący głos miał rozsądek i wiedza mniej techniczna a bardziej menedżerska wybrano rozwiązania na podstawie rachunku zysków, strat i podejmowanego ryzyka. Ocena ryzyka to, często zaniedbywana, jedna z najważniejszych i zarazem najlepszych metod służących do oceny skuteczności wybranego rozwiązania gdzie ocena odbywa się na podstawie wielkości prawdopodobnych strat. O co tu chodzi? W przypadku serwerów baz danych, komunikacyjnych, plików, wydruków itp. usług „w tle” (popularnie nazywanych backoffice) mamy do wyboru (w uproszczeniu) trzy możliwe platformy:
1. UNIX w wersji komercyjnej
2. UNIX w wersji nie komercyjnej czyli „darmowy” Linux
3. Microsoft Server XXX
O co chodzi z tym ryzykiem
Ryzyko to ogólnie rzecz biorąc prawdopodobieństwo porażki naszego przedsięwzięcia. Dla nas ma tu znaczenie potencjalny koszt takiej porażki. Jeżeli chcemy ocenić zasadność zakupu Linux’a w danym przypadku to należy w prosty sposób wyliczyć wartość opłacalności takiej inwestycji:
RYZYKO=KOSZT-PRZESTOJU * PRAWOPODOBIEŃSTWO-PRZESTOJU
To proste wyliczenie daje w wyniku RYZYKO, koszt braku dostępu do danej usługi sieciowej. Do czego służy ta liczba? Ogólnie rzecz biorąc koszt tego co chcemy kupić nie powinien być wiele większy od RYZYKA bo za nie właśnie płacimy. Jeżeli odniesiemy ten koszt to okresu rocznej eksploatacji (a lepiej do okresu w jakim zamortyzuje się planowany do zakupu produkt) to może się okazać, że… osobiście proponuje zacząć liczyć. Czy warto tak liczyć i co wyszło z tych obliczeń na największym rynku IT na świecie pokazują wyniki ankiet IDC.
Kompletne opracowanie: A003_Czy_Linux_jest_zly_dla_firm