Wymiećmy spod kołdry brudy informatyzacji

W 2009 roku udzielając wywiadu Gazecie zwróciłem uwagę na fakt, że: - Patologiczne są przetargi, w których wykonawca systemu sam sobie robi analizę wymagań. Z całym szacunkiem, nie widziałem jeszcze wykonawcy, który by w takiej analizie napisał: "niniejszym stwierdzam, że moje rozwiązanie się tu nie nadaje". Słyszałem za to: "ukręcimy łeb każdemu przetargowi, który ma oddzieloną specyfikację wymagań od wykonania na dwa przetargi" (na szczęście coraz rzadziej się to udaje). Powód był prosty - firmy się obawiały, że mniej zarobią. (Wymiećmy spod kołdry brudy informatyzacji). Świeży przykład. W pewnym przetargu wymagania opisane całkiem przyzwoicie…

Czytaj dalejWymiećmy spod kołdry brudy informatyzacji

Certyfikacje w IT, chory system Prawa Zamówień Publicznych i nie tylko…

Swego czasu przewalała się w środowisku IT fala głosów za "certyfikacją zawodu informatyka". Po pierwsze pojawił się kłopot z definicją kim jest ów "informatyk", po drugie pojawił się kłopot z wykazaniem korzyści dla ogółu klientów, bo korzyść dla środowiska "informatyków" (co by to słowo nie miało tu oznaczać) jest prosta: ograniczenie dostępu do zawodu czyli jego monopolizacja. Zalety w rodzaju "podniesie się jakość usług" do mnie, i nie tylko do mnie, nie przemawiają. Nie wierzy w to nikt, kto ma w praktyce do czynienia z "certyfikowanymi" specjalnościami. Certyfikat (czyli po portu zdany test) to nic innego jak "wiem jak to robić" co nie ma nic wspólnego z "umiem to zrobić". Każdy (prawie) wie jak się biega, jak się robi zdjęcia, jak się śpiewa, wie (w końcu uczą tego w szkole podstawowej i średniej) jak się pisze książki i wiersze, wie .... większość z nas wie jak siw robi większość tego co mamy wokół siebie, czy jednak potrafimy? Certyfikaty itp. to w większości przypadków żadna gwarancja a nie raz wręcz odwrotnie.

Czytaj dalejCertyfikacje w IT, chory system Prawa Zamówień Publicznych i nie tylko…

Koniec treści

Nie ma więcej stron do załadowania