Jeden z czytelników zapytał: Dziękuję Panie Jarku za to cenne wyjaśnienie. To bardzo pomaga ugruntować zrozumienie, że BPMN to model działania firmy, a UML to model oprogramowania. Chciałbym pogłębić ten temat. Pamiętam, że na jednym z mentoringów omawialiśmy, jak kluczowe jest zapewnienie ścisłego powiązania między procesami a wymaganiami systemowymi. Być może uprościłem sobie wtedy tę koncepcję, ale utkwiła mi w głowie praktyka przekładania zadań z BPMN na przypadki użycia jako skuteczny sposób na utrzymanie tej spójności. Skoro proste przełożenie 1:1 nie jest dobrą praktyką, to jaka jest, Pana zdaniem, najlepsza i najbardziej elegancka metoda, by zapewnić tę kluczową śladowalność (traceability) od zadania w procesie biznesowym do konkretnego przypadku użycia w systemie? Jak skutecznie budować ten most, unikając jednocześnie pułapki traktowania BPMN jak modelu oprogramowania? W odpowiedzi zaktualizowałem artykuł: |