Chwila spokoju w kolejny “najdłuższy weekend” więc jest czas na refleksje. Ja mam taki zwyczaj, że przeglądam od czasu do czasu prognozy z przed lat by porównać z dniem dzisiejszym czym z tym “co prognozowano”.  Popatrzmy tu, w roku 2003 napisałem, że:

Nadwieszą wartość ma sama aplikacja a tak na prawdę funkcjonalność jaką oferuję.

(Zarządzanie IT w czasach nowych wyzwań rynkowych).

Powyższy diagram to prognozy nakładów na poszczególne elementy systemów IT. Powyższe badania były publikowane w 2003 roku. Rok 2010, Gartner publikuje wyniki ankiet (dane faktyczne za 2010):

  • sprzęt komputerowy – 353 mld USD (25%),
  • oprogramowanie – 232 mld USD(17%),
  • usługi IT – 821 mld USD (58%),

Tu należy się uwaga, że znaczny udział usług to obecnie usługi związane z tworzeniem oprogramowania tak zwanego dedykowanego lub jego dostosowywania. Moim zdaniem można uznać prognozę IDC z 2003 roku za trafioną. Obserwując nie tylko przetargi proporcje te wydają się jak najbardziej trafne.

Warto zwrócić uwagę, że obecna złożoność oprogramowania wspomagającego biznes, praktycznie uniemożliwia skuteczne wdrożenie bez wsparcia. Czasy gdy kupujący “sam sobie coś zrobił” raczej bezpowrotnie minęły. To co obserwuję, to migracja znacznej części usług z obszaru technologicznego (główny problem to instalacja i uruchomienie) do obszaru biznesowego (główny problem to zmiana organizacji jaką powoduje wdrożenie nowych narzędzi IT).

Na tym etapie pojawia się potrzeba  poprzedzenia instalacji oprogramowania (wybór, zakup i wdrożenie) analizą i prognozowaniem (predykcją, przewidywaniem) skutków tego wdrożenia. Bardzo istotne jest, nie to czy produkt “zadziała” a to do czego planujemy go użyć i czy się sprawdzi. Na nadcjodzący okres IDC przewisuje, że:

Motorem rozwoju jest wymiana przestarzałych i skomplikowanych systemów informatycznych w polskich przedsiębiorstwach. Według Jarosława Smulskiego, analityka IDC, usługi i oprogramowanie w Polsce będą coraz bardziej dochodowe. Na świecie segmenty te oraz sprzęt mają mniej więcej po jednej trzeciej udziału w sprzedaży, w tym kierunku będzie zmierzał i polski rynek. IDC jednocześnie wskazuje czynnik ryzyka, który może przeszkodzić w realizacji prognozowanego scenariusza. Są nim ostrożne wydatki inwestycyjne firm, związane z możliwą kolejną falą kryzysu. (za  Artykuły ? Raporty i analizy: IDC: 2011 r. na rynku IT ? CRN).

Patrząc na projekty, które znam lub w których brałem udział teza wydaje się być wiarygodna. Osobiście mam inne wątpliwości: jakość tych projektów nie raz daleko odbiega od oczekiwań nabywców… niejednokrotnie dostaje listy o treści zbliżonej do (fragment autentycznego listu inicjującego jeden z moich projektów):

Niestety mimo najwyższej staranności i zaangażowania z naszej strony jeden z GoldPartnerów i jednocześnie laureat nagrody partnera roku firmy Microsoft zdołał “modelowo położyć na łopatki” nasz projekt. W związku z tym pewnie będę miał przyjemność popracować z Panem. Jak się domyślam, prawdopodobnie w ten właśnie sposób trafia do Pana większość klientów.

Niestety tak właśnie jest, są to skutki łączenia roli analityka, projektanta i wykonawcy…

Jarosław Żeliński

Jarosław Żeliński: autor, badacz i praktyk analizy systemowej organizacji: Od roku 1991 roku, nieprzerwanie, realizuje projekty z zakresu analiz i projektowania systemów, dla urzędów, firm i organizacji. Od 1998 roku prowadzi samodzielne studia i prace badawcze z obszaru analizy systemowej i modelowania (modele jako przedmiot badań: ORCID). Od 2005 roku, jako nieetatowy wykładowca akademicki, prowadzi wykłady i laboratoria (ontologie i modelowanie systemów informacyjnych, aktualnie w Wyższej Szkole Informatyki Stosowanej i Zarządzania pod auspicjami Polskiej Akademii Nauk w Warszawie.) Oświadczenia: moje badania i publikacje nie mają finansowania z zewnątrz, jako ich autor deklaruję brak konfliktu interesów. Prawa autorskie: Zgodnie z art. 25 ust. 1 pkt. 1) lit. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych zastrzegam, że dalsze rozpowszechnianie artykułów publikowanych w niniejszym serwisie jest zabronione bez indywidualnej zgody autora (patrz Polityki Strony).

Ten post ma 25 komentarzy

  1. jacek2v

    “Niestety tak właśnie jest, są to skutki łączenia roli analityka, projektanta i wykonawcy…”
    Z mojego doświadczenia, częściej są to skutki hurra optymistycznego podejścia do projektu, czyli odwalaniem “menedżerskiej roboty” literalnie zgodnie z umową, a potem zwalanie, że klient nie wiedział czego chciał 🙂

    1. Jarek Żeliński

      Powód o wdzięcznej nazwie “klient nie wiedział czego chciał” to własnie efekt prostego zabiegu: rezygnacja z dobrej analizy, która dała by jako produkt “opis tego co ma zostać dostarczone”. Naiwny klient się początkowo bardzo cieszy. Z reguły sam pierwszy wycina z budżetu poprzedzającą wdrożenie analizę, bo Pan od ERP (a chodzi za nim już od roku) mówi, że to nie potrzebne, i oni zrobią to lepiej. Potem dostawca robi jakiś dokument będący zlepkiem treści ankiet, burzy mózgów i wywiadów. Tak powstaje niespójny, bardzo niskiej jakości dokument, na bazie którego wdrażać można w nieskończoność… Na zakończenie, zadowolona z przychodów firma wdrażająca i kastomizująca bez efektu system ERP, radośnie stwierdza, że “klient nie wie czego chce”, w końcu na etapie tego co nazwali analizą odpytali klienta… Obserwacje: standardowe przekroczenie budżetu (badania rynku) to ok. 200%, koszt wyciętej z budżetu analizy to rzadko kiedy więcej niż 20% budżetu… komentarz zbędny… Jeżeli dostawca ERP jest także autorem analizy i projektu, to zamawiający nie ma żadnego wpływu na to co dostaje, pomijam, że nie ma także żadnych praw do samego dokumentu projektu.

      W kwestii tego jaką analizę robi dostawca a jaka powinna to poprzedzić: http://it-consulting.pl/autoinstalator/wordpress/?s=analiza+przedwdro%C5%BCeniowa

  2. jacek2v

    “…to zamawiający nie ma żadnego wpływu na to co dostaje, pomijam, że nie ma także żadnych praw do samego dokumentu projektu.”
    Tu się nie zgodzę, zamawiający zawsze ma wpływ. Tylko rzadko z tego zdaje sobie sprawę 🙂

    To co Pan opisuje to przeważnie “mentalny problem” firm które sprzedają produkt, a nie usługę, oraz klientów, którzy kupują gotowy produkt, myśląc, że będzie taniej/lepiej. Równie dobrze można zrobić dobrą analizę wewnątrz firmy zorientowanej na świadczenie usług, jak i przez oddzielnego dostawcę analizy.
    Oczywiście oddzielny dostawca ma zaletę “specjalizacji”, poprzez którą musi utrzymać się na rynku:). Ale także nic nie stoi na przeszkodzie, aby firma która dostała kontrakt, zatrudniła niezależnego analityka.
    Proste stawianie w opozycji analityka i wykonawcy przeważnie nic dobrego dla klienta nie przynosi.

    1. Jarek Żeliński

      słuszna uwaga, dodaje: zamawiający nie ma wpływu bo nie ma stosownych kompetencji bo samodzielnie opracować wymagania na nową technologię… do tego nie raz nie ma kompetencji analitycznych do udokumentowania modelu biznesowego własnej organizacji, w pozostałych przypadkach (ma kompetencje) “ma wpływ”. Problem powstaje gdy już nawet w niewielkiej firmie wymagania są “naginane” pod dyktando pracowników, których interes jest innych niż sponsora projektu (właściciel). Czasem mam wrażenie, że wdrożenie bardzo przypomina nowy system wynagrodzeń wdrażany przez związki zawodowe…. Nie mam nic przeciwko np. związkom zawodowym, ale jeżeli pojawia się ryzyko braku obiektywizmu to warto je zminimalizować angażując do projektu ludzi “z poza układu”…

  3. jacek2v

    “Problem powstaje gdy już nawet w niewielkiej firmie wymagania są ?naginane? pod dyktando pracowników,”
    Zgadzam się, tu dotknął Pan następnej realnej bolączki 🙂

    ” angażując do projektu ludzi ?z poza układu??”
    To zależy od klienta/firmy oraz zaufania sponsora do własnych ludzi. Jeśli nie ufa to albo to jest tzw. “budżetówka” :), albo “źle się dzieje” w firmie 🙂 Jest też opcja, że nie mają umiejętności to wtedy jak najbardziej wskazana jest opcja z zewnętrznym wsparciem. Ale zawsze bez umocowanego przedstawiciela klienta nic z tego dobrego nie wyniknie … dla klienta 🙂

    1. Jarek Żeliński

      Czym innym jest “umocowany przedstawiciel klienta” bo bez niego faktycznie jest ciężko a co innego to fakt, że praktycznie żaden pracownik nie patrzy na swoją firmę całościowo, każdy ma swój kontekst pracy. Co do osoby z zewnątrz to pożytek z niej jest taki, że podchodzi do “obcej” firmy bez emocji i “widzi wszystko”. Są pewne ustalone zasady na świecie, znane od setek lat: nie wolno w wojsku dopuścić by ludzie z jednej rodziny służyli w tych samych pododdziałach, żaden dobry lekarz nie leczy się sam (że o chirurgu nie wspomnę), itd..

  4. jacek2v

    “…że praktycznie żaden pracownik nie patrzy na swoją firmę całościowo”
    Ja takich spotkałem i to zadziwiająco wielu 🙂

    “do osoby z zewnątrz to pożytek z niej jest taki, że podchodzi do ?obcej? firmy bez emocji i ?widzi wszystko?”
    Zgadzam się z wyłączeniem “widzi wszystko” 🙂 Moim zdaniem w większości firm, oprócz tzw. ogólnie znanych procedur, funkcjonują “procedury drugiego obiegu”. Jakieś takie przepływy dokumentów, czy też informacji, nieformalne, takie wydeptane ścieżki przez park między alejkami. Ułatwiają one i usprawniają pracę, ale często nikt się do nich obcemu łatwo nie przyzna, dlatego ważne jest by mieć przy boku, kogoś “z układu” 🙂 Może użyty przeze mnie zwrot “umocowany” jest zbyt mocny, chodziło mi bardziej o zaufanie i sponsora i całej organizacji.
    Chodzi o to by tworzenie przepływów pracy nie odbywało się tylko na podstawie “życzeń” decydentów, lub teorii, bez uwzględnienia realiów.

    1. Jarek Żeliński

      tylko czasem efekt jest taki, że nikt w firmie tak na prawdę nie rozumie jak i dlaczego ona jeszcze funkcjonuje, nikomu to nie przeszkadza (a nawet nie raz nie pozwoli tego ruszyć) do momentu wprowadzania jakiejkolwiek zmiany, bywa że wystarczy zawarcie jakiejś większej umowy z jakimś kontrahentem, by zawalić taką firmą “działającą z rozpędu i nikt nie wie jak”… stara zasada, mówiąca, że “jeżeli czegoś nie kontrolujesz to znaczy, że tym nie zarządzasz”… sprawdza się doskonale a nie raz bardzo boleśnie …

  5. jacek2v

    ?jeżeli czegoś nie kontrolujesz to znaczy, że tym nie zarządzasz?
    Tu się nie zgodzę. Uważam, że to nieprawdziwe zdanie. Dobre zarządzanie nie polega tylko na kontroli. Dobre zarządzanie polega na stworzeniu zespołu, w którym ludzie i zadania będą pasować do siebie.

  6. jacek2v

    I tym, i tym. Firma to też zespół 🙂

    1. Jarek Żeliński

      Firma to model biznesowy, tworzenie czegoś co ma wartość na rynku, ludzie (zespół) to zasoby tej firmy. Sam zespół nie tworzy firmy… Sam zespół piłki nożnej to za mało, konieczne jest rozumienie reguł gry…

  7. jacek2v

    Model biznesowy jest nic nie wart bez ludzi (zespołu). A zespół może funkcjonować bez formalnego modelu biznesowego i tworzy firmę. Są firmy w których model biznesowy zmienia się zależnie od tego jacy ludzie pracują. I zapewnia to płynną pracę w firmie, ponieważ taki “płynny model” (samoorganizujący się), jest przeważnie modelem najefektywniejszym. Oczywiście nie powstaje on “tak sobie” wymaga decyzji i podjęcia konkretnych działań w firmie.

    Odnosząc się do przykładu: rozumienie reguł gry to nie jest w tym kontekście model biznesowy. To są zasady/reguły określone po to aby drużyny przeciwne miały podobne szanse, zaś już wewnątrz zespołów, każda drużyna stosuje całkowicie inne podejście/zasady/strategie. Tu już można mówić o specyficznym “modelu biznesowym”. Oczywiście można też grać wbrew regułom 🙂

    Należy tu wspomnieć o innym rozumieniu sformułowania: modelu biznesowy. Model biznesowy rozumiany jako “pomysł na biznes”. Np. Będę kupował gwoździe w Chinach i sprzedawał w Polsce. Wspominam o nim, aby podkreślić, że nie chodzi mi o taki model biznesowy.

    1. Jarek Żeliński

      i tu się nieco różnimy w poglądach :), pojęcie Model Biznesowy ma swoją definicję i nie zmieniajmy jej, ((str. 243) (Grzegorczyk), Definicje modelu biznesowego: Model biznesowy to metoda prowadzenia biznesu zapewniająća firmie utrzymanie się, tzn. generowanie dochodu. Model biznesowy mówi, jak firma zarabia pieniądze, poprzez określenie jej pozycji w łańcuchu wartości). Nie jest dobrym pomysłem używanie znanych pojęć w innych znaczeniach bo to grozi nieporozumieniami.

  8. jacek2v

    1.Mam parę wątpliwości co do tej definicji, opisuję je poniżej. Chciałbym zacząć od najważniejszego. Jeśli już przyjmiemy tę niedoskonałą definicję, to w takim razie wg niej model biznesowy to tylko część organizacji o nazwie Firma. Idea, pomysł będący podstawą działania firmy, np.: będę tu kupował, a tam sprzedawał. Opisujący na najwyższym poziomie abstrakcji “metodę”. Potem jak to się mówi, kończy się “bujanie w chmurach” tylko zaczyna się robota, czyli zatrudnianie ludzi, inwestowanie w nieruchomości i sprzęt, budowanie kultury firmy i procedur itd.
    Zatem nie zgadzam się, że Firma to model biznesowy.

    2.Myślałem, że korzysta Pan ze sformułowania “model biznesowy” w kontekście analizy przedsiębiorstwa (o której rozmawialiśmy na początku) i procesów które w tym przedsiębiorstwie zachodzą. Zgadzam się, że właściwe jest rozumienie takie jak Pan przytoczył.

    3.Teraz a propos definicji modelu b. Ta definicja ma błąd logiczny: Dochód to nadwyżka przychodu, a do utrzymania się wystarczy, że będzie spełniony warunek: przychód >= koszty. Czyli zerowy dochód (niewygenerowany) pozwala utrzymać się firmie.
    Jak w tej definicji zmieścić różne fundacje? Mają model biznesowy, czy też nie? Fundacje z założenia mają nie generować dochodu. Fundacje istnieją jako firmy.
    Sprawa następna, co jeśli model biznesowy nie zapewnia utrzymania? Nie jest modelem b.? Ok. to już czepianie się 🙂

    1. Jarek Żeliński

      1. Każdy podmiot ma swój model biznesowy w duchu prezentowanej definicji bo z czegoś żyje (każda firma, organizacja czy pojedynczy człowiek zużywa zasoby do swojego istnienia, w związku z tym musi je jakoś pozyskiwać lub umiera). Nie tylko Firma. Model biznesowy to także angażowane zasoby więc i robota i ludzie (oni z czegoś żyją….).

      2. Model biznesowy “podmiotu” jako definicja, nie zależy od tego “czym jest dany podmiot”. Analiza (biznesowa) przedsiębiorstwa ma na celu zrozumienie i udokumentowanie zasad jego funkcjonowania i tylko (i aż) tyle. Pamiętajmy, także, że “model tu uproszczenie rzeczywistości w pewnym kontekście, odzwierciedlający jej zachowania w odpowiedzi na rzeczywiste bodźce”.

      3. Dochód to nie nadwyżka. Po drugie każdy podmiot w rozumieniu “biznes” jest zawsze w pewnym sensie “nonprofit”: nadwyżki (przychody ponad koszty funkcjonowania) nie istnieją, bo jeżeli pozyskane środki nie zostaną skonsumowane jako koszty bieżące działalności, to zostaną wypłacone właścicielom jako zysk albo zainwestowane. W tym sensie podmioty gospodarcze nie generują zysku. Organizacja nonprofit po protu nie ma nad sobą właściciela, któremu oddawałaby by nadwyżkę do skonsumowania (takim podmiotom nawet nie wolno tej nadwyżki wypracować!).

      Płyniemy w stronę ekonomii czyli oddalamy się od nieco tematu ;), po drugie proponuję korzystać z ogólnie przyjętych definicji i zasad także w ekonomii, a nie odkrywanie czy tworzenie ekonomii na nowo ;). Powód jest prozaiczny: każdy organ właścicielski czy Zarząd firmy (także organizacji non profit) posługuje się “ogólnie znaną ekonomią”, budowanie własnej spowoduje szybka utratę porozumienia i zrozumienia ze sponsorem projektu np. analitycznego. Modele biznesowe to uznane na świecie metody pracy, dokumentowania czy analizy, nie ma potrzeby tworzenia własnych. Model biznesowy to model pracy firmy, urzędu, fundacji itp. nie ma znaczenia forma prawna, znaczenie ma to, że wszystkie one wymagają środków na swoje funkcjonowanie.

      Zwolennikom filozoficznego podejścia do ekonomii i kapitalizmu polecam książkę Sedlaczka Ekonomia dobra i zła. Tam także można przeczytać, ze ekonomia jest jedna od początku świata, zmieniają się elementy etyki jej “uprawiania”.

  9. jacek2v

    Ad.1,2.Ewidentnie nie rozumiemy się 🙂 To co Pan opisuje to są szczegóły (zasoby, ludzie, robota), realizacja.A wg tej definicji model b. to metoda na wyższym poziomie abstrakcji, coś co najczęściej zostało wymyślone przed powstaniem firmy, to pomysł na firmę. Ja poprzednio zrozumiałem model b. właśnie tak jak Pan to teraz opisuje.
    Dla mnie są to dwa całkowicie różne rozumienia modelu biznesowego.
    Model b. wg definicji to “będę kupował u Chińczyków i sprzedawał w Polsce”, teraz opisuje Pan model b. jako opis działania przedsiębiorstwa, który np. mówi, że “sekretarka skanuje fakturę i wysyła do odpowiedniego departamentu”. Z punktu widzenia przytoczonej przez Pana definicji, nie ma znaczenia ten opis działania sekretarki – nie jest on istotny, nie jest wartością w firmie.
    Dlatego proponuję wybrać rozumienie modelu biznesowego:
    A.Albo z definicji,
    B.albo jako produkt analizy biznesowej z przepływami pracy, zadaniami, rolami, “sekretarkami”, “portierami”, wysyłką, systemami itd.

    Ad.3 Pisze Pan “Dochód to nie nadwyżka” to jest nadwyżka przychodów nad kosztami i tak uczą w szkołach i tak twierdzą encyklopedie 🙂 Np. kolosalne znaczenie różnicy między przychodem i dochodem (jako nadwyżki) jest ważne w rozliczeniach z Urzędem Skarbowy.

    “Płyniemy w stronę ekonomii czyli oddalamy się od nieco tematu”
    Tak i wracamy na kurs 🙂
    Pan twierdzi, że Model Biznesowy to jest Firma, odnosząc się do mojego stwierdzenia: “Dobre zarządzanie nie polega tylko na kontroli.” Ja twierdzę, że to tylko część Firmy i czasami zbędna, bo ludzie mają większą wartość niż model b.

    “proponuję korzystać z ogólnie przyjętych definicji i zasad także w ekonomii, a nie odkrywanie czy tworzenie ekonomii na nowo”
    Nic nie odkrywam na nowo. Korzystam tylko z Pana definicji.
    Dlaczego uważa Pan, że moja definicja dochodu (dochód=przychód-koszty) jest tworzeniem nowej ekonomii?

    1. Jarek Żeliński

      Twierdzę jedynie, ze model biznesowy to model opisujący ekonomiczne funkcjonowanie co nie koniecznie oznacza osiąganie dochodów…

  10. jacek2v

    “Twierdzę jedynie, ze model biznesowy to model opisujący ekonomiczne funkcjonowanie co nie koniecznie oznacza osiąganie dochodów?”
    Ja też tak uważam :). Ale definicja jasno mówi, że chodzi o: “…tzn. generowanie dochodu”

    1. Jarek Żeliński

      Prawdopodobnie jest to bug w tłumaczeniu (niestety jakość WIKI, z niej był to cytat, nie jest najlepsza), wstawmy w miejsce “dochód” słowo “wartość” i będzie OK 🙂 (kluczowa jest fraza “zapewniające utrzymanie się”) :))

  11. jacek2v

    Mhh, jakoś nie lubię takich naciągań, ale niech będzie 🙂

    PS: Autor jest chyba polakiem (Grzegorczyk, czy Gregorczyk – wykłada na SGH :)?), a tu jest cały zestaw definicji: https://mfiles.pl/
    Może trzeba by się odwołać do którejś z tych pozostałych definicji. Niestety w każdej definicji p.Grzegorczyka jest mowa o dochodzie 🙂

    1. Jarek Żeliński

      bo szeroko pojęty dochód to “przychody” 🙂

  12. jacek2v

    Panie Jarosławie to jest wymyślanie nowej definicji “dochodu” 🙂

    1. Jarek Żeliński

      Nie :), problemem jest wiele kiepskich tłumaczeń, to nie taki proste przetłumaczyć słowo “income” 🙂 które zależnie od kontekstu oznacza zarówno dochód jaki przychód…

      W naszym języku funkcjonują miedzy innymi pojęcia: obrót, przychód, dochód, zysk. pierwsze dwa i dwa ostatnie są często utożsamiane ale też nie raz spotyka się utożsamianie słów przychód i dochód. To tylko powody by tworzyć w swoich dokumentach słowniki pojęć, bo one jak widać, nie są aż tak oczywiste.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.